Piątkowy "Parkiet" przyniósł bardzo interesującą informację dotyczącą funkcjonowania naszego rynku kapitałowego. Jak większość ważnych informacji - znalazła się gdzieś daleko. Tak to już jest: najważniejsze informacje są najczęściej trudne do potwierdzenia i traktowane jak przypuszczenia. Informacja, którą mam na myśli, znalazła się dopiero na stronie siódmej naszej gazety. I nie jest to wina redakcji. Jak mawiają statystycy - diabeł siedzi nie w szczegółach, tylko na końcu krzywej Gaussa.
Chodzi o tekst dotyczący przyznania lub nie opcji menedżerskich w spółce ATM. Opcje menedżerskie wywołują dużo emocji - szczególnie od czasu, gdy Międzynarodowe Standardy Rachunkowości nakazały wykazywać bonusy związane z opcjami bezpośrednio w rachunku zysków i strat.
Ale nie problem opcji jest tam szczególnie interesujący. Chodzi o poczynioną przez mniejszościowych akcjonariuszy spółki ATM sugestię, że jeden z dużych funduszy emerytalnych nie jest zainteresowany wzrostem notowań spółki. Powód prosty - akcje tej firmy stanowią istotny element portfela innego, dużo mniejszego funduszu.
Sprawa nie jest nowa. Przed kilku laty podobnie tłumaczono stagnację (a wręcz spadek) notowań spółki Prosper. Pozostałe firmy z branży, takie jak Farmacol czy PGF, silnie wzrastały - a Prosper nie. Prosper miał kłopoty z realizacją swojej strategii - to prawda. Ale to nie tłumaczyło aż takiego zachowywania się kursu. Bardziej prawdopodobna była opinia, że to zarządzający jednego z największych funduszy "pilnował" ceny. I dzięki temu silnie ograniczał wzrost wartości jednostki jednego z mniejszych funduszy.
Jak było wówczas naprawdę - nie wiemy. I czy prawdziwe są sugestie czynione teraz - też nie wiemy. Teoretycznie w obu przypadkach oba scenariusze są prawdopodobne. Dla dużego funduszu krótkoterminowy brak zysków (lub nawet strata) na jednym mało znaczącym aktywie są praktycznie niezauważalne. Dla małego funduszu są to wymierne straty. Za taką tezą mogą przemawiać liczby.