Konsekwencją byłby ruch na rynku kredytowym. – Kontrahenci firm stalowych twierdzą, że będą potrzebowali stali, i mówią o konkretnych datach, wcześniej takich deklaracji nie było. Oznacza to większą produkcję. To dla nas ważny prognostyk – wyjaśnia.Stal jest wykorzystywana w każdym przemyśle – od samochodowego przez budownictwo, zbrojeniowy, do spożywczego.

– Optymistyczne jest również to, że w transporcie nie ma zapaści, a wręcz przeciwnie, branża ta jest w coraz lepszej kondycji – uważa wiceszef ING BSK. Dodaje, że rośnie sprzedaż w firmach meblarskich, którym pomaga kurs złotego. Oznacza to, że wzrasta potrzeba kredytu obrotowego, ale nie inwestycyjnego. Firmy te mają możliwości zwiększania produkcji bez inwestowania. Dziś jedynie spółki budowlane, zaangażowane w projekty infrastrukturalne, są zainteresowane kredytami inwestycyjnymi.

Zdaniem Bolesławskiego jesienne ożywienie jest niewykluczone. Teraz firmy mogą zwiększać produkcję bez dodatkowych inwestycji, ale to się w ciągu kilku miesięcy skończy. – Firmy już od marca pytają się o kredyty, ale na pytaniach się kończy. Na początku roku zapowiadaliśmy, że wiosną będzie odwilż, firmy zaczną zwiększać produkcję, zaczną myśleć o inwestycjach, starać się o kredyty. I tak właśnie się stało. Dwa wydarzenia sprawiły, że wiosenna odwilż nie potrwała długo – tragedia w Smoleńsku oraz powódź. I teraz drepczemy w kółko, nie widać ożywienia – mówi wiceszef ING BSK.

Firmy nie pytają ani o kredyty, ani o opcje. – Strach przed opcjami jest nadal duży. Media stale informują o sprawach sądowych. Aby przeprowadzić taką transakcję, trzeba mieć stos dokumentacji. Banki tego chcą, prawo tego wymaga. Ten stos nie urósł w czasie kryzysu, tylko teraz firmy zdają sobie sprawę, że muszą dokumenty dobrze poznać – mówi Bolesławski.