[b]W swojej najnowszej analizie zalecacie inwestowanie w węgierskiego forinta zamiast w złotego. Skąd taki sceptycyzm co do siły polskiej waluty, która zyskała przecież w ubiegłym tygodniu po publikacji wyższych danych o inflacji?[/b]
Powód jest prosty – sądzimy, że rynek przecenia ryzyko podwyżek stóp procentowych NBP. Uważamy, że nie ma dużej presji inflacyjnej w gospodarce, co potwierdzają zresztą wczorajsze dane o dynamice płac w sektorze przedsiębiorstw (wzrost o 3,7 proc. rok do roku).
Wyższa wrześniowa inflacja (ceny wzrosły o 2,5 proc. rok do roku – red.), o której pan wspomina, to przede wszystkim skutek droższej żywności. Trudno oczekiwać, żeby Rada Polityki Pieniężnej reagowała na takie dane. Naszym zdaniem forint jest obecnie bardziej atrakcyjną walutą, ponieważ nie odrobił jeszcze strat po ostatniej deprecjacji. Tymczasem zawierucha polityczna na Węgrzech wygasa, co daje szansę na umocnienie lokalnej waluty.
[b]Jeżeli rynek myli się co do możliwości podwyżek stóp procentowych, jak zareagują inwestorzy zagraniczni, jeżeli RPP nie podejmie decyzji, których oczekują?[/b]
Spodziewamy się niewielkiego osłabienia kursu – do poziomu 4,1 zł za euro w perspektywie trzech miesięcy. Rekordowe napływy kapitału zagranicznego są zresztą argumentem przeciwko podwyżce. Po co zwiększać dysparytet stóp w dobie wojen walutowych?