Faxem z Gdańska
Interesanci Ministerstwa Skarbu Państwa nigdy nie mieli lekko, ale w 1998 roku przeszli szczególnie ciężką szkołę. A interesanci to mniejsze lub większe zakłady pracy, szukające własnej ścieżki prywatyzacji. Każdy z nich z bagażem własnych problemów. Z mojej wiedzy wynika, że w minionym roku czas wysiadywania w korytarzach ministerstwa i czas reakcji urzędników bardzo się wydłużył. Nie jest to wina urzędników. Zły przykład idzie z góry. Tak samo było w epoce, gdy najpierw premier Olszewski (1992), a potem premier Pawlak (1994) robili prywatyzację w stylu "nie chcę, ale muszę". Ciągłe odwlekanie decyzji jest katorgą dla przedsiębiorstw, które na ogół znają wartość czasu. W 1998 roku asekuranctwo przybrało rekordowe rozmiary. Znając całoroczny bilans wiemy, co z tego wynikło.Zaczęło się od reorganizacji ministerstwa. W ten sposób urzędnicy zajęli się sami sobą. Potem był debiut ministra Wąsacza, czyli sprzedaż Domów Towarowych Centrum. Reakcja, jaka później nastąpiła, nie zachęcała do następnych przedsięwzięć.Przypomniałem sobie wtedy prywatyzacyjny debiut koalicji SLD/PSL. Był to Bank Śląski, w końcówce 1993 roku. Po kilku latach używania sobie na prywatyzacji, konkretnie na mojej osobie, dotychczasowi krytycy sami posmakowali tego rzemiosła. Jest ono z natury konfliktogenne. Ale jeśli ktoś się za to bierze, to powinien podejmować decyzje, wierząc, że obronią się one wraz z upływem czasu. Zaniechanie i gra na zwłokę, akurat w tym ministerstwie, bardzo szybko wychodzi na jaw. Żadne statystyczne sztuczki nie przesłonią mizerii 1998 roku. Cóż z tego, że osiągnięto niezłe wpływy, skoro zadecydowała o tym pierwsza transza akcji banku Pekao SA i Telekomunikacji Polskiej SA. W tym samym czasie setki innych przedsiębiorstw daremnie czekały na decyzje. Nie rozumiem, jak - mając do dyspozycji cały potencjał ludzki ministerstwa - można zrobić przez cały rok 8 operacji kapitałowych i 7 przetargów. Tak powolnego tempa nie było od początku, czyli od przełomu 1990/91 roku! Prywatyzacja bezpośrednia także szła jak krew z nosa. Ministerstwo zwodziło posłów z AWS, udając, że wymyśla plan uwłaszczenia. Wdało się w grę pozorów zamiast przystąpić do tego, co zaległe i nieuchronne - czyli do reprywatyzacji i rekompensat dla rencistów, emerytów oraz budżetówki. Statystykę dochodów budżetowych uratował dyrektor Kierkowski, pracujący w pionie pani wiceminister Kornasiewicz. Liczba wiceministrów i departamentów, a także etatów, znacząco urosła od moich czasów, ale prywatyzacji robi się mniej.Opóźnienia narastały już w latach 1993-97. Rząd Buzka miał ruszyć w poszukiwaniu straconego czasu. I faktycznie, wziął się za reformy sfery budżetowej, przy czym reforma służby zdrowia jest na razie niewypałem. Dla prywatyzacji był to rok stracony. W roku 1999 Ministerstwo Skarbu Państwa musi nawiązać lepszy kontakt z rzeczywistością polskiej gospodarki.
JANUSZ LEWANDOWSKI