Wokół parkietu
Hipoteza o efektywności rynku stała się ostatnio bardzo modna w pewnych kręgach rodzimych analityków i inwestorów (choć zainteresowane nią są raczej środowiska akademickie). Jest to o tyle ciekawe, że na Zachodzie jej zasadność została już poważnie podważona1). Właściwie nie ma w tym jednak nic dziwnego, że powstała i wzbudziła zainteresowanie: ludzie zazwyczaj dążą do tego, by wszystko zmierzyć i wyliczyć. Tymczasem zachowanie rynków finansowych zawsze się wymykało takim miarom. Powstała więc dziwna hipoteza, dokładnie wszystko klasyfikująca. Co ciekawe, oparta była na założeniach nie znajdujących pokrycia w rzeczywistości, jej zwolennicy zaś - mimo ewidentnie nieprawdziwych założeń, próbowali bronić swoich racji.Ostatnio przypomniał tę kwestię na łamach PARKIETU ("Test przewidywalności kursów" nr 31, 13-15.02.1999 r.) Artur Dembny. Właściwie już w pierwszych zdaniach autor niejako powiela pewne motywy, które legły u podłoża hipotezy efektywności rynku: "marzeniem inwestorów jest opracowanie narzędzia, umożliwiającego poznanie poziomu kursów w przyszłości". Prawdopodobnie większość z nas przyzna, że tego celu nie da się osiągnąć (co nie oznacza, że niemożliwe są regularne zyski) ze względu na różnorodność czynników działających na rynku.Oczywiście, powstają różnego rodzaju teorie, próbujące wytłumaczyć zachowanie rynków i opierające się na założeniu, że światem rządzi nieznany wewnętrzny porządek. Tak jest na przykład z teorią fal Elliotta. Jej zwolennicy przedstawią prawdopodobnie wiele argumentów z rzeczywistych rynków, z których będzie wynikało, że zasady te są prawdziwe. Faktem jest, że można w ten sposób doskonale opisać przeszłość - co nie oznacza, że jest to pewne narzędzie przewidywania przyszłości. Z teorią jest zaś tak, że dopóki nie zostanie udowodniona jej fałszywość - jest ona prawdziwa. Dlatego więc mówi się o teorii fal, ale nie o teorii rynku efektywnego. Ta druga ma fałszywe założenia (np. to, że wszyscy inwestorzy potrafią równie dobrze zinterpretować dostępne informacje), dlatego należało ją zaklasyfikować jako hipotezę. Niestety, z definicji wynika, iż hipoteza poddana weryfikacji bądź zostaje obalona, bądź też wzrasta jej stopień prawdopodobieństwa.Wiadomo, że rynki nie są efektywne (w terminologii proponowanej przez omawianą hipotezę), tymczasem nadal w omówieniach różnorodnych testów pojawia się stwierdzenie: "Jeśli rynek jest efektywny, to....". Jaki jest sens opierania się na fałszywych przesłankach? Nie wiem, ale jeśli tylko wykorzystanie w praktyce wiary w efektywność rynków przynosi konkretne efekty (zyski) - proszę o szczegóły.
GRZEGORZ ZALEWSKI
1) Robert Haugen, Teoria nowoczesnego inwestowania, WIG-Press, Warszawa 1996