Półrocze na giełdzie

Bezsprzecznie najważniejszym wydarzeniem pierwszych sześciu miesięcy 2000 roku było odkrycie Nasdaq dla polskiej giełdy. Amerykański rynek elektroniczny wygrał walkę o rząd dusz z Wall Street, a indeksy Nasdaq Composite i Nasdaq 100 stały się równie popularne jak Dow Jones. Od ostatniej sesji zeszłego roku WIG zyskał na wartości 8,6% a WIG20 15,6%. Liderami rynku były spółki teleinformatyczne, a wskaźnik TechWIG wzrósł o 84%.

Internet zakończył hossęPierwsze miesiące br. przyniosły kontynuację hossy zapoczątkowanej jeszcze w październiku 1998 roku. Jednocześnie znacznie wzrosła dynamika zwyżki, głównie za sprawą gorączkowych zakupów spółek zaliczanych do branży teleinformatycznej. Bowiem na początku roku do Polski dotarła, trwająca na świecie już od kilku lat, moda na firmy związane z zaawansowaną technologią. W błyskawicznym tempie Wall Street została w dużej części wyparta ze świadomości inwestorów przez Nasdaq, który pojawiał się praktycznie w każdym komentarzu dotyczącym sytuacji na rynku.Wraz z odkryciem dla szerokiej rzeszy inwestorów internetu, na rynku zaistniał podział na spółki ?nowej? i ?starej? ekonomii, który wyraźnie zaostrzył się na początku lutego. Wtedy wzrosty zakończył indeks MIDWIG, reprezentujący spółki zaliczane do starej ekonomii, a jeszcze przez miesiąc rynek dosłownie ciągnięty był do góry ?za uszy? przez spółki teleinformatyczne. Kolejne cztery tygodnie przyniosły fazę dystrybucji, zanim pod koniec marca na rynku nastąpiło załamanie koniunktury. Bessa nadciągnęła zza Atlantyku, gdzie pękł monstrualnie ?napompowany? wygórowanymi oczekiwaniami Nasdaq. W czasie zaledwie czterech tygodni spółki notowane na amerykańskim rynku elektronicznym zostały przecenione o 40% i po tym ciosie nie zdołał się on podnieść do tej pory.Zakres spadku mierzony zmianą wartości indeksów WIG i WIG20 był znacznie mniejszy niż na Nasdaq, ponieważ w tym samym czasie główne warszawskie wskaźniki straciły na wartości odpowiednio 20 i 24%. Pod koniec marca WIG osiągnął 22 868,4 pkt. i jest to jak do tej pory najwyższa wartość wskaźnika w historii.Giełda wciąż ta sama, ale...Pierwsze miesiące tego roku udowodniły po raz kolejny, że giełda i rządzące nią emocje są niezmienne. Twierdzenia mówiące, że z racji dużej liczby spółek na rynku, obecności na nim funduszy emerytalnych czy po prostu z uwagi na rosnącą kapitalizację całego interesu, rok 1994 i krach nie mogą się powtórzyć, są nie do udowodnienia. To, co stało się ze spółkami związanymi z internetem, to nic innego jak powtórka 1993, a później 1994 roku. Szaleństwo dotknęło wprawdzie tylko niewielki fragment rynku, ale jeszcze nieraz ogarnie dużo szersze grono spółek.Zupełnie inaczej, niż powszechnie oczekiwano, reagowały rynki kapitałowe na bodźce w postaci podwyżek stóp procentowych. Przewodniczący amerykańskiej Rezerwy Federalnej Alan Greenspan od połowy zeszłego roku już sześciokrotnie podnosił stopy procentowe, w celu schłodzenie przegrzanej podobno gospodarki. Jak pokazywały dane z przeszłości, po trzech kolejnych podwyżkach rynek akcji powinien się załamać, tymczasem na każde zacieśnienie polityki monetarnej Wall Street reagowała krótkoterminowym wzrostem kursów. Inna sprawa, że od maja zeszłego roku indeks Dow Jones porusza się w długoterminowej tendencji bocznej, nie można więc mówić, iż podwyżki stóp procentowych są korzystne dla posiadaczy akcji.Zresztą na punkcie wskaźników makroekonomicznych, amerykańskich i polskich, zapanowało lekkie szaleństwo, graniczące z paranoją. Ponieważ Amerykanie różnego rodzaju zestawienia publikują praktycznie codziennie, zatem z każdego komentarza wyzierają wskaźniki CPI, PPI, bezrobocie, sprzedaż domów albo zamówienia publiczne i próby analizy wpływu tych danych na notowania giełdowe. Głównym czynnikiem, zagrażającym rynkowi ze strony polskiej gospodarki, był i jest poziom deficytu bilansu płatniczego. Ponieważ już w poniedziałek będą publikowane dane za maj, zdaniem analityków może być to podstawą aw, a kiedy już przestaniemy bać się tego czynnika, zaczniemy odczuwać lęk przed sierpniową podwyżką stóp procentowych w USA.Ariel najlepszyZdecydowanie najwięcej można było zarobić w pierwszym półroczu na akcjach Ariela. Od ostatniej sesji zeszłego roku kurs tych walorów wzrósł o 285%. Liczba niby imponująca, ale jeszcze raz trzeba podkreślić, że tyle zyskali tylko ci, którzy trzymali te akcje przez sześć miesięcy, a takich inwestorów było zapewne bardzo niewielu. Zupełnie inaczej czują się ci, którzy dali się ponieść internetowemu szaleństwu i kupowali akcje tej firmy pod koniec lutego, kiedy kosztowały 18 zł ? obecnie kurs oscyluje wokół 8 zł. Ponad 150% wzrosły jeszcze notowania czterech firm: AS Motors, Optimusa, Szeptela i Pażura. Wytłumaczeniem zwyżki kursów AS Motors i Pażura jest przede wszystkim niewielka płynności tych walorów, ponieważ ?fundamentami? obydwie spółki nie zachwyciły. Optimus i Szeptel to przedstawiciele branży teleinformatycznej. Podobnie jak w przypadku Ariela, o sukcesie na rynku tych akcji decydował przede wszystkim moment otwarcia i zamknięcia pozycji, bowiem zakres wahań cen być bardzo duży.Najsłabiej wypadła w pierwszym półroczu Delia, wchodząca w skład grupy Mostostalu Export. Po szaleńczym wzroście kursu tej firmy w połowie zeszłego roku i trwającej kilka miesięcy konsolidacji, początek roku przyniósł załamanie notowań i spadek o 45%. Tylko nieznacznie lepszy wynik osiągnęły walory Cetrozapu, a prawie o 40% spadły notowania KZWM i Euro-Bud Invest.Przeciętnie na tle rynku wypadła Telekomunikacja, której notowania wzrosły o 15%, niemal dokładnie tyle samo co indeks WIG20. Nieco lepiej zaprezentował się Elektrim ? kurs akcji warszawskiego holdingu wzrósł o 22%, pomimo że jeszcze pod koniec roku spółka przeżywała poważne kłopoty finansowe.Konsolidacja przed wzrostem?Pierwsze sześć miesięcy 2000 roku giełda kończy w trendzie bocznym, w dużo gorszych nastrojach niż zaczynała. Od ponad dwóch miesięcy indeks WIG porusza się w obszarze 18 356 ? 20 207 pkt. i choć zdecydowanie bliżej jest indeksowi do tej górnej granicy, to inwestorzy wciąż bezskutecznie oczekują na wybicie. A jego kierunek zadecyduje o kierunku trendu, jeśli nie na całe drugiej półrocze, to przynajmniej na jego dużą część.

TOMASZ JÓŹWIK