Po raz pierwszy od kilku lat tempo wzrostu inwestycji jest wyraźnie wolniejsze. Prawdopodobnie obniży się nieco udział inwestycji w PKB. Z jednej strony jest to wiadomość niepokojąca, z drugiej znakomita. Niższe tempo wzrostu inwestycji oznacza, że wreszcie widać efekty chłodzenia gospodarki i jest szansa na zmniejszenie deficytu na rachunku bieżącym. Z drugiej strony, niższe tempo wzrostu inwestycji spowoduje, że za jakiś czas obniży się dynamika PKB. Polityka gospodarcza stara się zapewnić jednocześnie szybki wzrost i utrzymanie równowagi. Ale jak łatwo dostrzec, choćby obserwując sytuację w ostatnich pięciu latach, zadanie nie jest łatwe.W połowie lat 90. inwestycje w Polsce zaczęły wreszcie rosnąć. Ich dynamika była imponująca i w roku 1997 przekraczała 22%. Za takim tempem wzrostu nie nadążały oszczędności, więc od kilku lat rozszerza się luka między nimi a inwestycjami. Ta luka, jak wynika z tożsamościowego równania, to deficyt na rachunku bieżącym. Żeby go utrzymać w rozsądnych granicach trzeba było chłodzić gospodarkę, czyli metodami polityki fiskalnej i pieniężnej zahamować wzrost popytu wewnętrznego, w tym inwestycji.Ale bez wysokiej stopy inwestycji kraj, który musi się modernizować, taki jak Polska, nie utrzyma właściwiej dynamiki wzrostu PKB. Przed nami są ogromne zadania inwestycyjne, związane z infrastrukturą, z budownictwem mieszkaniowym, z tworzeniem nowych miejsc pracy. Niższe tempo wzrostu inwestycji to wcale nie jest dobra wiadomość. Dobra byłaby wówczas, gdyby luka między inwestycjami, a oszczędnościami zmniejszała się dzięki szybkiemu wzrostowi tych ostatnich. Problem w tym, że od kilku lat stopa oszczędności ustabilizowała się na poziomie 20-22%. PKB, czyli o jakieś 5-7 punktów procentowych poniżej naszych potrzeb. Rozkładają się one mniej więcej po połowie, na oszczędności gospodarstw domowych i oszczędności przedsiębiorstw. Do tego dochodzi jakieś 2%. oszczędności ujemnych, konsumowanych przez deficyt budżetu i innych instytucji publicznych. Dobra polityka gospodarcza powinna dążyć nie tyle do ograniczenia inwestycji, ile do podniesienia oszczędności. Jest to zadanie trudne, które musi być rozłożone na lata, ale przecież wykonalne.Najprościej poziom oszczędności można podnieść eliminując deficyt fiskalny, czyli oszczędności ujemne. Przeciwnicy takiego rozumowania twierdzą jednak nie bez racji, że w ten sposób można uzyskać poprawę nieznaczną. Głównym problemem jest ogromna luka między oszczędnościami a inwestycjami prywatnymi, co wymaga, ich zdaniem, bardziej kompleksowych działań. W roku ubiegłym straty w przedsiębiorstwach wyniosły łącznie ponad 20 mld zł. Straty, czyli ujemne oszczędności. W tym roku będzie pewnie lepiej, zarówno dzięki lepszej koniunkturze gospodarczej, jak i postępującej naprawie sektora państwowego. Gdyby udało się tylko zbilansować dochody i koszty PKB, krajowe oszczędności wzrosłyby, w stosunku do PKB o pół punktu i w takim samym stopniu spadłby deficyt na rachunku bieżącym.W Polsce oszczędzają przede wszystkim osoby o wyższych dochodach. Na górne 1%. przypada aż 1/4 wszystkich oszczędności, gdy 20%. ludzi o niższych dochodach ma oszczędności ujemne. Wniosek jest oczywisty ? obniżenie górnych stawek podatkowych prowadziłoby do wyraźnego podniesienia dochodów rozporządzalnych, a tym samym oszczędności. Argument ten padał w czasie dyskusji o reformie podatkowej, ale nigdy nie został odpowiednio nagłośniony. Wiele nadziei wiąże się z wpływem funduszy emerytalnych na oszczędzanie. Tyle, że jak na razie ubytek, jaki powstaje w ZUS-ie na skutek przekazywania składek do II filara, jest rekompensowany większymi dotacjami budżetowymi. Skutek netto dla oszczędności jest zerowy, choć z czasem będzie dodatni. Bardziej stymulujące dla stopy oszczędności są pieniądze, gromadzone przez prywatne programy emerytalne w ramach tzw. III filara. Gdyby składki na ten cel można było odpisywać od podstawy opodatkowania, oszczędności w funduszach emerytalnych wzrosłyby wyraźnie, tyle że w budżecie centralnym powstałby znaczny niedobór. Jeżeli przełożyłby się na wyższy deficyt fiskalny, efekt netto dla gospodarki byłby zerowy. Gdyby jednak ubytek dało się zrekompensować cięciami wydatków, szczególnie transferów socjalnych, niemal w stu procentach konsumowanych, wzrost oszczędności w gospodarce byłby znaczny. Okazuje się zatem, że właściwa polityka fiskalna, dotycząca zarówno strony dochodowej, jak i wysokości i struktury wydatków, może oddziaływać na poziom oszczędności nie tylko publicznych, ale także prywatnych.
Witold Gadomskipublicysta ?Gazety Wyborczej?