Mniej więcej przed dwoma laty odeszło kilku znanych prezesów spółek giełdowych. ?Spadły głowy?? głosiły tytuły wielu gazet. ?Egzekucja? prezesów dokonywała się zwykle pod naciskiem inwestorów zagranicznych, którzy czuli się lekceważeni przez zarządy spółek, w których zagraniczne fundusze stopniowo zyskiwały solidne pakiety. Inwestorzy byli też rozczarowani wynikami ? niskim, a czasami ujemnym zwrotem od włożonego kapitału i nikłym zyskiem firm.Remedium miała być zmiana prezesów oraz mocniejsza kontrola ze strony rad nadzorczych, w których fundusze lub korporacje zagraniczne mają już zwykle większość. Zdymisjonowani prezesi mieli doświadczenie w zarządzaniu wielkimi socjalistycznymi przedsiębiorstwami. Potrafili też świetnie poruszać się w gospodarce przechodzącej transformację, w której wciąż bardzo liczą się kontakty z instytucjami państwowymi. Znacznie gorzej wychodziło im zarządzanie spółkami giełdowymi, gdzie najważniejsza jest przejrzystość, dobre kontakty z akcjonariuszami, zaplanowana na wiele lat strategia rozwoju, a przede wszystkim wyniki, przekładające się na ceny akcji.?Ścięte głowy? zostały zastąpione przez młodych, dynamicznych menedżerów, zwykle mających za sobą zagraniczne szkolenie i praktyki. W przypadku Elektrimu prezesem została rodowita Amerykanka, Barbara Lundberg, a jej nominacja została uznana za dowód na to, że polscy menedżerowie jeszcze nie dorośli do zarządzania dużymi korporacjami.Również w tym roku kilku znanych szefów dużych spółek zostało wymienionych, choć operacja ta została przeprowadzona delikatniej niż poprzednio ? prezesi zostali przesunięci do rad nadzorczych. Także i w tym przypadku chodziło o niezadowalające wyniki finansowe, o spadające notowania akcji, które umożliwiły przejęcie kontroli nad spółkami przez zagranicznych inwestorów.Przejęcia i fuzje są na rynku kapitałowym procesami częstymi i zwykle pozytywnie wpływają na jakość zarządzania. Prezesi stale czują presję inwestorów, obawiają się utraty stanowiska, więc dają ile tylko mogą z siebie i z podległych im ludzi. Ale zmiana zarządu bynajmniej nie jest jeszcze gwarancją sukcesu. Historia spółek, w których wyrzucono niedawno prezesów, nie jest jednoznaczna.O sukcesie może mówić Impexmetal, którego akcje w ciągu roku podrożały o 100%. Tu zmiana zarządu i strategii zarządzania przyniosła znakomite wyniki. Mniej optymistycznie wygląda sytuacja Budimeksu, którego akcje są dziś droższe niż przed rokiem zaledwie o 20%. W Elektrimie amerykański zarząd doprowadził do konsolidacji strategii spółki, ogromnych inwestycji, wielkiego zadłużenia i uzależnienia się od francuskiego partnera ? korporacji Vivendi. Inwestorzy wciąż dają Elektrimowi szansę, czekając na poprawę wyników, lecz notowania spółki są dalekie od oczekiwań, a strategia zarządu coraz mniej zrozumiała.W ostatnich tygodniach negatywnym bohaterem stała się kolejna spółka ? Animex, w której przed niespełna dwoma laty prezes utracił stanowisko, a faktyczne rządy sprawuje amerykański właściciel ? grupa Smithfield Foods. Przed rokiem jej przedstawiciele mówili: ?Kupiliśmy starzejącego się dinozaura, ale postawimy go na nogi?. Wiceprezes Smithfield Richard Poulson został szefem rady nadzorczej Animeksu i miał bezpośredni wpływ na zarządzanie.Wyniki są jak na razie fatalne. Przed tygodniem audytor ? Arthur Andersen ? odmówił akceptacji sprawozdania za rok 1999. Animex notuje stratę, która w ub.r. przekroczyła 60 mln zł, a w I półroczu br. wyniosła 25 mln zł. Ratując się przed dalszymi stratami firma próbowała zamknąć nierentowną spółkę zależną ? Zakłady Mięsne Rawa SA, doprowadzając do konfliktu z pracownikami i z politykami, którzy w okresie przedwyborczym nie życzą sobie zwolnień grupowych w mieście zagrożonym bezrobociem.Niezależnie od tego, jak konflikt w Rawie się zakończy, zarząd Animeksu nie zapisze bieżącego roku do udanych. Wygląda na to, że strategia firmy znalazła się w impasie i amerykańskie doświadczenia niewiele tu pomagają. ?Ścięte? przed dwoma laty głowy mają powód do złośliwych komentarzy. ?Ostrzegaliśmy? ? mówią ? że Amerykanie nie poradzą sobie z polskimi firmami, polskimi pracownikami i polskim rynkiem. Chcieli tylko tanio kupić, niewiele zainwestować i drogo sprzedać. Taka strategia może być dobra dla nich, ale nie dla polskiej gospodarki?.Sprawa jest rzeczywiście kłopotliwa. Poprzedni menedżerowie, wywodzący się jeszcze z socjalistycznej gospodarki, nie radzili sobie z otoczeniem rynkowym. Ale nowi, przynajmniej w Animeksie, radzą sobie jeszcze gorzej, dając nie tylko pretekst do złośliwych uwag, ale też zwiększając nieufność do zagranicznego kapitału.
Witold Gadomskipublicysta ?Gazety Wyborczej?