Subiektywna ocena sytuacji
Wygląda na to, że jeśli na GPW nastąpią jeszcze spadki, to powinny być okazją do kupna. Ruch w górę pod koniec roku powinien nastąpić. Jednak najbardziej istotne są dwa czynniki: kurs złotego i sytuacja w USA.
Mamy za sobą bardzo emocjonujący tydzień z przesileniem w środę, kiedy rynek reagował na ostrzeżenia o wynikach IBM i kolejnych złych danych makro (CPI). Dotychczas rynek opadał bez większych odbić i bez większych emocji. Nie było również widać paniki klasycznej dla końcówki spadków.Pomógł MicrosoftTym, co spowodowało wzrosty w czawartek, były wyniki Microsoftu. Ruch na tej spółce pociągnął w górę cały, mocno wyprzedany rynek i spowodował zamykanie pozycji przez inwestorów będących na krótkich pozycjach. Dlaczego to jest ciekawostką? Otóż prawie cały wzrost zysku Microsoftu pochodził ze sprzedaży akcji, które firma miała w swoim portfelu inwestycyjnym. W rzeczywistości zysk operacyjny nie zmienił się, a jego stopa mierzona stosunkiem zysku do przychodów zmalała z 51,8% do 47,9%. W normalnej sytuacji kurs akcji zacząłby spadać. To spowodowałoby po prostu katastrofę całego rynku akcji. Wygląda na to, że to była kolejna obrona rynku przez banki. Jednak poprzednie wyglądały dużo bardziej wiarogodnie. Teraz powodów do odwrócenia trendu, oprócz wyprzedania technicznego, nie było żadnych. Myślę, że mimo słabych w rzeczywistości wyników Microsoftu, banki zaczęły kupować jego akcje, co wywołało przekonanie innych uczestników rynku, że wyniki są rzeczywiście dobre. A nawet ci uczestnicy, którzy widzieli, że są co najwyżej przeciętne, kupowali inne, przecenione spółki, uważając, że skoro Microsoft z takimi wynikami rośnie, to znaczy, że tamte spółki spadły za dużo. Bardzo ciekawe posunięcie, a co najważniejsze ? udane. Jak długo jeszcze takie obrony Częstochowy będą się udawały?Czekanie na wyboryWypowiedzi i działania mające chronić rynek są normalne w okresie przedwyborczym (to już tylko 2 tygodnie). Rynek amerykański ma w zwyczaju wykonywanie dużych ruchów w okolicach wyborów prezydenckich. Nie ma to zbyt wiele sensu, bo wybór niewiele zmienia dla gospodarki, ale historycznie tak właśnie to wygląda. Można więc spodziewać się dużej zmienności i wielu fałszywych sygnałów.W tej chwili zdecydowanie zmieniają się proporcje analityków prognozujących miękkie i twarde (recesja) lądowanie gospodarki. Pojawiająca się inflacja i spadek dynamiki zysków to poważne ostrzeżenie. Ciekawa jest prognoza analityków ankietowanych przez First Call/Thomson Financial. Spodziewają się oni zmniejszenia tempa wzrostu zysków spółek wchodzących w skład indeksu S&P 500 w III kwartale do 15,7% (we wrześniu oczekiwali 17,2%). Oczekują dalszego zmniejszenia zysku w IV kwartale do 14,4%. Warto przypomnieć, że w II kwartale zyski rosły o 21,6%. Nie wygląda to ciekawie, prawda?Kluczowe elementy układanki nie uległy zmianie. Sezon wyników powoli się będzie kończyć, ale w tym tygodniu mamy dużo znanych nazw (Amazon.com, Compaq itp.). Oczywiście, każdy z tych wyników może mieć wpływ na rynek, ale mam wrażenie, że po ostatnich doświadczeniach z IBM i Microsoftem ten wpływ nie będzie już tak duży.Jeśli chodzi o euro, to osłabło znacznie po nieostrożnej wypowiedzi W. Duisenberga, która niemal doprowadziła do jego dymisji, o tym, że interwencji nie będziem, jeśli sytuacja na Bliskim Wschodzie dalej będzie tak zła. Złe dane Ifo i największa od 4 lat miesięczna inflacja w Eurolandzie to następne elementy mogące obniżać wartość euro, jeśli banki nie będą interweniowały.Analiza technicznaDJIA po wybiciu z diamentu (według mnie to koniec hossy), próbuje wykonać ruch powrotny. Pierwszym oporem jest 10 250 pkt., a następnym 10 500 pkt. Nawet jeśli przebije się przez 10 250 pkt., to nie wierzę w pokonanie 10 500 pkt. Sygnałem sprzedaży byłoby definitywne pokonanie poziomu 10 000 pkt. Na Nasdaq szerokie grono analityków dopatruje się formacji podwójnego dna. Ja w to nie bardzo wierzę. Myślę, że obecny wzrost to wyłącznie techniczny ruwrotny w kierunku oporu na 3600 pkt. Dopiero pokonanie obszaru 3600?3700 zmusiłoby mnie do zmiany zdania. Jeszcze gorzej wygląda to, kiedy analizuje się wykres liniowy cen zamknięcia. Tutaj widać wyraźnie, że mamy do czynienia wyłącznie z korekcyjną ?trójką? w ramach fali C. To miałoby poważne reperkusje, bo jeśli indeks odbił się od oporu 3600?3700, to można by było oczekiwać dość szybkiej deprecjacji do poziomu 2400 pkt. Optymiści dostrzegają w ostatnich wydarzeniach nie korekcyjny zygzak, ale mało foremne podwójne dno co zapowiadałoby wzrosty. Taka interpretacja jest nieco mniej przekonująca, ale również uprawniona. S&P 500 też wykonuje ruch powrotny i dopiero pokonanie poziomu 1420 pkt. będzie kazało myśleć o innej klasyfikacji. Wykres liniowy wygląda podobnie jak Nasdaq.Sytuacja na rynku amerykańskim wygląda podobnie do naszej. Też pod koniec roku powinien nastąpić wzrost w oczekiwaniu na efekt stycznia. Obecnie więcej sygnałów wskazuje na to, że rynek czeka jeszcze jedna fala spadkowa, zanim rozpocznie się wzrost. To, czy przed wzrostem nastąpi ta zapowiadana przeze mnie fala czy nie, będzie w największym stopniu zależało od cen ropy i kursu euro. Gdyby tam sytuacja poprawiła się, to należałoby zweryfikować prognozy i stwierdzić, że rozpoczyna się poważniejszy wzrost przed ?efektem stycznia?. Nie bardzo mogę się z tym jednak zgodzić. Bardziej wydaje mi się to prawdopodobne po 15.11 (FOMC).Sytuacja jest nad wyraz skomplikowana. Logika mówi, że rynek powinien spadać, dwa inne czynniki sugerują sytuację zupełnie odwrotną. Ta logika prowadząca do spadków to sytuacja na giełdach światowych, Bliski Wschód, problemy polityczne, projekt budżetu, dane makroekonomiczne, przetarg na UMTS (coraz bardziej wydaje się, że nieudany) i odejście prezes NBP.Dwa inne czynniki, mówiące o wzrostach to analiza techniczna, o czym poniżej, i fakt, że zbliża się koniec roku, kiedy zwyczajowo kończą się również spadki, a zaczyna co najmniej akumulacja, jeśli nie wzrost.Koniec spadków?Olbrzymia większość analityków wierzy w to, że ostatni dołek był już końcem spadków. Niestety, taka sytuacja, kiedy analitycy są jednomyślni, zazwyczaj wskazuje jednoznacznie na całkiem inny rozwój wypadków.Jeśli chodzi o dane makro, to w tym tygodniu GUS podał dynamikę produkcji przemysłowej ? 5% wobec oczekiwanej 5,4%. To niewielka różnica, ale zachwyty analityków, które czytałem w Reutersie, wydają mi się przynajmniej dziwne. Oczekiwania były niewielkie, a dynamika jeszcze mniejsza. Nie bardzo rozumiem, na jakiej podstawie niektórzy analitycy mówią o tym, że rokuje to dobrze dla eksportu. To, że zmniejsza się popyt wewnętrzny, wcale nie świadczy, że rośnie eksport. Uważam, że eksport wcale nie będzie taki dobry i że ta dynamika źle wróży danym o deficycie obrotów. Poza tym ciągle spadająca dynamika produkcji to przecież mniejsze zyski spółek.W Eurolandzie też nie widać światełka w tunelu. Gospodarka niemiecka zwalnia w stopniu dużo większym, niż oczekiwano. To jest największa gospodarka Eurolandu i musi mieć wpływ zarówno na cały obszar euro, jak i na nasz eksport.Ucieczka z ringuW tym tygodniu mieliśmy dwie ucieczki z ringu. Jedna z nich była przykra dla dumy narodowej (A. Gołota), ale oczywiście nic złego dla gospodarki nie niosła. Druga, niestety, może to zrobić. Mówię oczywiście o odejściu prezes NBP do EBOiR. Jak bowiem można określić odejście prezesa banku centralnego największego państwa Europy Środkowej na 4 lata przed końcem kadencji na stanowisko jednego z czterech wiceprezesów EBOiR (odpowiedzialnego za sprawy kadrowe i organizacyjne)? W mijającym tygodniu akcje kupowały niewątpliwie OFE, zachęcone niskimi cenami akcji i, jak zwykle, mocno zasilone pieniędzmi pod koniec miesiąca. Ponieważ ten fakt (zwiększenia zakupów w końcu miesiąca) jest ogólnie znany, więc w sposób oczywisty podłączają się do tego inni inwestorzy. W ten sposób powstał ładny wzrost. Jednak ten okres zaraz się skończy, a bez świeżych kapitałów nie jest możliwy ruch w górę. Świeże kapitały mogą pochodzić jedynie z zagranicy, a nie wierzę, żeby ktoś tam chciał inwestować w polskie akcje.Fakt, że hossa zaczyna się w okresie powszechnej niewiary w możliwość wzrostów i w sytuacji, kiedy wszystkie okoliczności wydają się wskazywać na dalsze spadki. Znam dobrze tę zasadę, więc zawsze zastanawiam się, czy istnieje, a jeśli, to jak wielkie jest prawdopodobieństwo tego, że może być gorzej. Uważam, że istnieje, i to duże. To, co powinno nas jeszcze czekać, to znaczna obniżka wartości złotego. Dopiero w trakcie kryzysu walutowego akcje powinny osiągnąć najbardziej atrakcyjne ceny. Fakt, że ten kryzys może wystąpić zarówno jutro, jak i za rok, ale warto o tym pamiętać.Teraz mamy okres, w którym fundusze skupują akcje szykując się do osławionego ?efektu stycznia?. Pamiętam analizę W. Białka (uważam go za jednego z najlepszych publikujących analityków), który pisał, że właśnie w tym okresie jedni będą akumulowali akcje przed końcem roku, a drudzy im sprzedawali, oczekując dużych problemów w 2001 roku. Niewątpliwie będziemy mieli do czynienia z takim kupnem, ale czy doprowadzi to do łagodnego trendu wzrostowego czy horyzontu (na jakim poziomie?), trudno w tej chwili powiedzieć.Widać, że WIG20 zakończył spadki dokładnie w prognozowanym przeze mnie obszarze, który wynikał zarówno z równości fal A i C, jak i z zasady rządzącej korektą po wystąpieniu wydłużonej fali piątej. Układ wprost książkowy. Mało tego, widać wyraźnie formację gwiazdy porannej zapowiadającej odwrócenie trendu. To bardzo optymistyczny układ. Jednak jeśli popatrzy się na liniowy wykres cen zamknięcia, to już tak bardzo optymistycznie to nie wygląda. Chodzi mi o analizę struktury fali C. Gdyby założyć, że miała ona formę ?trójki?, to oznaczałoby zakończenie spadków w założonym obszarze. Jednak bardziej prawdopodobna wydaje mi się ?piątka?. W takim przypadku brakuje jeszcze jednej fali spadkowej. Podfala ta mogłaby sprowadzić indeks do poziomu 1400 pkt. (jeśli podfala 1 miałaby być równa podfali 3). Jednak równie prawdopodobne jest utworzenie podwójnego dna lub dna nieco wyżej (np. na prognozowanym poziomie 1450). To najbardziej prawdopodobny układ. Dopiero potem rozpocząłby się wzrost, który byłby albo korektą całego spadku, albo początkiem nowej hossy. Według mnie, niestety, tym pierwszym.Sektor TMTTradycyjnie krótko popatrzymy na sektor TMT jako na ten, który ma największy wpływ na rynek. Agora zachowywała się najlepiej ze wszystkich spółek TMT, ale wynik kwartalny wcale tego nie usprawiedliwia. Pokonała opór na poziomie 82 zł. Teraz oporem jest 90 zł, a wsparciem znowu 82 zł. W przypadku przełamania wsparcia cena może spadać do 60 zł. ComputerLand powrócił ponad 105 zł, ale przełamanie oporu może być chwilowe. W przypadku utrzymania się nad 105 zł, możliwy jest ruch do 120 zł. Jeśli odbije się od tego oporu, to możliwe wsparcie jest na 80 zł. W Elektrimie nic się nie zmieniło. W dalszym ciągu 39 zł jest wsparciem (wystąpiło jego naruszenie, ale na chwilę), a 45 zł jest oporem. Podobnie wygląda sytuacja Optimusa, który ciągle jest w kanale trendu spadkowego 125/175 zł). Pokazana strata była olbrzymia. Nie przekonują mnie wyceny internetowych części Optimusa. Dla mnie ta spółka jest warta maksimum 80 zł, ale myślę, że BRE do tego nie dopuści. Prokom też bez zmian (165/240). Test 190 zł pokaże, w którą stronę będzie ruch. Zysk był lepszy niż w zeszłym roku, a prognozy na IV kwartał są znakomite. Prokom to jedna z ciekawszych spółek TMT i nie inwestująca tak dużo w internet, jak inne. Softbank pokazał również bardzo przyzwoity wynik kwartalny. Co prawda, za trzy kwartały nie wygląda to tak dobrze, ale biorąc pod uwagę jego zaangażowanie w internecie, to dobry wynik. O ruchu zadecyduje wyjście powyżej 72 zł (wtedy opór 90) lub przebicie wsparcia na 65 zł. TP SA powróciła do oporu na 24 zł. Teraz decydujący test. Przebicie 24 zł oznacza ruch do 28,50 zł, a odbicie to powrót do 21 zł. Biorąc pod uwagę listopadowe akcje pracownicze, bardziej prawdopodobny jest ruch w kierunku 21 zł.
Piotr Kuczyński