W tym roku, po raz pierwszy w kończącej się dekadzie, istnieje duże prawdopodobieństwo, że budżet nie zostanie przez Sejm przyjęty. Określenie ?w tym roku? jest rzecz jasna nieprecyzyjne. Budżet będzie głosowany dopiero w styczniu lub w lutym, a postarał się o to rząd, opóźniając przesłanie ustawy do parlamentu. Politycy zarówno popierający rząd, jak i będący w opozycji oświadczają, że budżet będą oceniali pod względem merytorycznym, a nie politycznym. Oświadczenia te są mało szczere.Budżet zawsze jest głęboko zanurzony w rozgrywkach politycznych. Teoretycznie odzwierciedla on preferencje grup wyborców, którzy rząd wspierają, choć tak naprawdę budżet wyborców niewiele obchodzi. Owszem, interesują się czasem konkretnymi wydatkami państwa, które mogą oznaczać na przykład wzrost lub spadek świadczeń socjalnych, a z drugiej strony wzrost lub spadek obciążeń podatkowych. Ale tak naprawdę, sama debata budżetowa jest śmiertelnie nudna, choćby dlatego, że role zostały z góry rozpisane. Posłom rządzącej koalicji budżet zwykle się podoba, choć pro forma zgłaszają w stosunku do niego różne zastrzeżenia. Opozycja zawsze jest przeciw, choć głośno zastrzega, że nie z powodów politycznych, tylko merytorycznych.Tak jest i tym razem. Marek Borowski, główny ekonomista SLD, stwierdził, że projekt rządowy jest nieodpowiedzialny i nie może być mowy o jego poparciu przez lewicę. Gdyby budżet został przyjęty, spowodowałby ? zdaniem Borowskiego ? gospodarczą katastrofę. Borowski, oczywiście, doskonale zna ustawę o finansach publicznych i wie, że budżet, przyjęty lub nie, jest obowiązującym dokumentem, a zatem odrzucenie go przez posłów niczego nie zmieni. SLD będzie głosowało przeciw, bo jest w opozycji. Za rok prawdopodobnie minister z tego ugrupowania przygotuje następny budżet, który będzie bliźniaczo podobny do tego, którego autorem jest Jarosław Bauc. I wówczas posłowie lewicy ogłoszą, że nareszcie jest dobry i odpowiedzialny budżet.Z dużym prawdopodobieństwem można też założyć, że budżetu nie poprze PSL, choć merytorycznie będzie to bardzo trudno wytłumaczyć. Wydatki na rolnictwo mają się bowiem zwiększyć znacznie szybciej niż na inne dziedziny. PSL krytykuje każdy budżet. Na szczęście, jest mało prawdopodobne, by polityk tego ugrupowania kiedykolwiek został ministrem finansów.Dylemat ma Unia Wolności. Unici często głosują zgodnie z przedłożeniem rządowym, kierując się w mniejszym stopniu niż inne ugrupowania motywacjami politycznymi. W roku 1992 Unia Demokratyczna i KLD, czyli dzisiejsza Unia Wolności, wsparły budżet przygotowany przez rząd Jana Olszewskiego, w stosunku do którego pozostawały w opozycji. Wsparły go bez stawiania warunków, bez politycznych targów. Przed dwoma miesiącami Unia głosowała za podniesieniem stawek VAT, tak jak proponował rząd. To posłowie AWS odrzucili rządowy projekt, przyczyniając się do kłopotów budżetu. Ale wcale nie jest jasne, czy Unia Wolności zagłosuje za budżetem. Po pierwsze dlatego, że dyscyplina budżetowa w ostatnich miesiącach wyraźnie się pogorszyła, co może świadczyć o tym, że rząd nie jest wystarczająco zdeterminowany obniżać deficyt budżetowy. Po drugie, budżet jest trudny do oceny z powodu wielu niewiadomych, jakie niesie w sobie rządowy projekt. Wreszcie dlatego, że deficyt ekonomiczny na poziomie 1,6 proc. PKB jest wysoki i już w lipcu politycy Unii go krytykowali. Z drugiej strony, dziś stan finansów jest gorszy niż przed czterema miesiącami, więc propozycja Jarosława Bauca oznacza zaostrzenie polityki fiskalnej o 0,9 proc.Wielką niewiadomą jest zachowanie się posłów AWS. Ugrupowanie to przeżywa kryzys i może się tak zdarzyć, że któraś frakcja zagłosuje samobójczo przeciwko rządowemu przedłożeniu. Posłowie AWS już odrzucili propozycję podniesienia stawki VAT na materiały budowlane, pozbawiając kasę państwa 300 mln zł. I zapewne nie jest to koniec psucia budżetu.Tak naprawdę każdy budżet przyjęty w obecnych warunkach byłby bardzo podobny. Rząd i posłowie mogą decydować mniej więcej o 20 proc. wydatków, które są w miarę elastyczne, oraz o wysokości deficytu. SLD zapowiada, że deficyt podniesie, co pozwoli mu zwiększyć wydatki, może o jakieś 5?10 mld zł. W skali państwa to kropla w morzu, a możliwość rozluźnienia polityki fiskalnej niepokoi inwestorów i być może za rok wywrą oni skuteczny nacisk na rząd, by powstrzymał się od nieodpowiedzialnych ruchów. 80 proc. wydatków jest z góry zdeterminowanych istniejącymi ustawami lub zobowiązaniami państwa. Żeby stworzyć dobry budżet, ten stan należy zmienić, co jest jednak zadaniem politycznie znacznie trudniejszym niż samo przyjęcie budżetu.

Witold Gadomski,publicysta ?Gazety Wyborczej?