Złamaliśmy schemat

Z Tomaszem Morozem, prezesem zarządu Travelplanet.pl - pierwszej polskiej spółki e-commerce, która zadebiutowała na warszawskiej giełdzie - rozmawia Katarzyna Growiec

Aktualizacja: 23.02.2017 00:02 Publikacja: 31.03.2007 10:42

Jak powstał pomysł na pośredniczenie w sprzedaży wakacji przez internet?

Pomysł na Travelplanet.pl zrodził się w 1999 roku. Razem z grupą przyjaciół zaobserwowaliśmy, jak szybko rozwija się rynek sprzedaży turystyki przez internet za granicą. Wszyscy byliśmy w branży turystycznej i widzieliśmy, że w Polsce ten kanał jest nieobecny. Firmę założyliśmy w trójkę - Piotr Multan, Łukasz Bartoszewicz i ja. Dwóch moich przyjaciół prowadziło wcześniej firmę, która zajmowała się organizacją wyjazdów narciarskich, ja pracowałem przez kilka lat w ScanHoliday. Chcieliśmy przenieść na rynek polski to, co zrobiono za granicą. Pierwsze zamówienie przyszło do nas w maju 2001 roku. W styczniu 2006 roku Piotr Multan - prezes Travelplanet.pl od początku jej istnienia - odszedł z firmy. Łukasz Bartoszewicz i ja jesteśmy w spółce do tej pory.

Co się zmieniło w spółce po wejściu na giełdę?

Przede wszystkim pozyskaliśmy niezbędny kapitał na rozwój. Dzięki niemu rozwijamy się bardzo szybko, co roku podwajając sprzedaż i zwiększając zysk, a już wkrótce zainwestujemy jego część w przejęcia spółek w Polsce i za granicą. Wejście na giełdę również znacznie poprawiło i wzmocniło nasz wizerunek. Spółka giełdowa w Polsce kojarzy się z firmą, która spełnia określone wymogi bezpieczeństwa co do kapitału i przejrzystości. Klient inaczej patrzy na spółkę, która poprawia swoje wyniki i ma w akcjonariacie wiele szacownych instytucji finansowych niż na firmę prywatną, o której nie można zgromadzić wielu informacji.

Wielokrotnie się zastanawialiśmy, czy to dobrze, że jesteśmy przejrzyści. Uważam, że to dobrze. Teraz każdy klient, który do nas przychodzi, widzi, że nasza spółka ma solidne podstawy, że gwarantuje bezpieczeństwo. Przy sprzedaży turystyki to jest niesłychanie ważny element. Myślę, że efekt marketingowy wejścia na giełdę, a tym samym wzrost zaufania do nas i lepsza znajomość marki, jest dla nas bezcenny. Jednak dla organizacji małej, która była zarządzana w sposób nieformalny, wejście na giełdę oznaczało też kompletną zmianę charakteru pracy zarówno wszystkich pracowników, jak i sposobu myślenia kadry zarządzającej. Giełda zmusiła nas do zweryfikowania naszej strategii. Musieliśmy sprecyzować wizję spółki. Stworzyliśmy jasny i klarowny komunikat, że do 2010 roku chcemy być liderem dystrybucji turystyki przez internet w krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Inwestorzy wycenili spółkę w ofercie pierwotnej na około 36 mln złotych. Akcje sprzedawaliśmy po 18 złotych przy dosyć dużych redukcjach. Generalnie uważano, że oferta taka jak nasza była wyjątkowa, bo byliśmy pierwszym e-commercem wchodzącym na GPW. Wprowadzenie Travelplanet.pl na giełdę było przełomowe również dla innych spółek internetowych. Pokazaliśmy im i inwestorom, że w e-commerce warto inwestować. Złamaliśmy schemat.

Jak będzie przebiegać ekspansja travelplanet.pl na rynki Europy Środkowej i Wschodniej?

Pierwsze przejęcia na rynku czeskim i słowackim nastąpią w tym roku. Zależy nam na tym, aby te transakcje budowały wartość w długiej perspektywie oraz maksymalizowały zwrot z zainwestowanego kapitału. Łatwo jest dziś kupować spółki, trudniej jest kupować dobrze - a na tym nam zależy. W ubiegłym roku zbadaliśmy dobrze rynki czeski i słowacki. Dokonaliśmy też wstępnej analizy rynku rosyjskiego i węgierskiego oraz opracowaliśmy już koncepcję wejścia na te rynki wraz z ogólnym harmonogramem czasowym. Ponadto poszerzyliśmy zarząd spółki o Marcina Wysockiego, posiadającego wieloletnie doświadczenie w obszarze M&A i poparte wieloma udanymi transakcjami, które generowały bardzo wysoki poziom ROE. Dziś już jesteśmy gotowi do ekspansji.

W naszej ocenie polski rynek e-commerce jest bardziej rozwinięty niż rynki krajów ościennych. Zauważyliśmy, że pod względem rozwiązań związanych z internetem, płatnościami internetowymi i przede wszystkim - z poziomem akceptacji przez klientów zawierania transakcji w sieci i kupowania w wirtualnych sklepach, Polska jest na czele.Wydaje mi się, że mamy rok, dwa lata przewagi nad tamtymi rynkami i chcemy to wykorzystać. Ponadto w Polsce bardzo dobrze funkcjonuje rynek kapitałowy, co oznacza, że u nas jest znacznie łatwiej pozyskać kapitał niż w Czechach lub na Węgrzech. W Czechach kapitał jest skoncentrowany w obrębie wąskiej grupy ludzi, którzy nie finansują przedsięwzięć w początkowej fazie rozwoju. Z tego względu tamtejsze spółki cierpią na braki kapitałowe i nie zawsze mogą się tak szybko rozwijać jak my. To jest doskonała szansa dla polskich spółek internetowych. Do 2010 roku powinniśmy mieć już spółki zależne w Czechach, na Słowacji, Węgrzech, w Rumunii, na Ukrainie i w Rosji.

Czy macie plany na przyszłość?

Łukasz Bartoszewicz wyjechał na roczne studia na Uniwersytet Waseda w Tokio. To jest program skierowany do menedżerów wyższego szczebla z całej Europy, którego celem jest intensyfikacja kontaktów biznesowych między Japonią a Europą - m.in. w ciągu roku menedżerowie mają się nauczyć japońskiego. Program kształcenia jest prowadzony przez najlepszych wykładowców w Japonii i przez najlepszych praktyków biznesowych. Jego wiedzę będziemy chcieli później wykorzystać. Łukasz w trakcie pobytu w Japonii ma poznać tamtejszy e-commerce i później przenieść najlepsze praktyki na nasz rynek.

Czy porównywałby się Pan raczej do tradycyjnych firm oferujących wakacje, czy do innych spółek e-commerce? Jaka jest specyfika e-commerce?

Jesteśmy spółką internetową z obszaru e-commerce, która dystrybuuje turystykę, a nie spółką turystyczną, która sprzedaje przez internet. Wyrośliśmy jako spółka internetowa i taką też chcemy pozostać, mimo tego że otwieramy swoje biura tradycyjne w centrach handlowych. Mamy takich 10, a w kwietniu otwieramy kolejne dwa - we Wrocławiu i Poznaniu. Do końca roku planujemy mieć w sumie sieć 20 placówek oraz rozpocząć tworzenie sieci franczyzowej. Nie wykluczamy wydzielenia tego biznesu w przyszłości w odrębną spółkę prawa handlowego i wprowadzenia jej na giełdę.

Jak Pan ocenia sytuację aptek internetowych w Polsce, wokół których jest tyle zamieszania?

Wierzę w rynek. Wierzę w klientów i ich potrzeby. Nie wierzę, że można w jakikolwiek sposób odgórny i formalny je ograniczać. Jeżeli istnieje naturalna potrzeba ludzi do tego, aby kupować taniej przez internet, to powinniśmy ludziom na to pozwolić. Jeżeli zrobiły to kraje o wiele większej kulturze biznesowej, na rynkach bardziej dojrzałych, to ja osobiście nie zgadzam się z ograniczaniem tego w sposób formalny. Jeżeli jest popyt na rynku, to w odpowiedzi na to powstają spółki, które te potrzeby zaspokajają. Sądzę, że obecne problemy aptek internetowych są tymczasowe, że koniec końców apteki te przejmą większość rynku.

Dziękuję za rozmowę.

fot. arch.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego