Wtorkowa końcówka przestraszyła część inwestorów. Zapalnikiem spadku była prawdopodobnie wypowiedź szefa niemieckiego ministerstwa finansów Peera Steinbruecka o sytuacji jena, ale nasz rynek obawiał się także spadków w USA. Te jednak nie nastąpiły. Wprawdzie tamtejsza sesja rozpoczęła się na minusie, ale skończyła niemal dokładnie na poziomie poprzedniego zamknięcia.

To sprawiło, że początek wczorajszej sesji był optymistyczny. Zaczęliśmy 20 pkt nad poprzednim niskim zamknięciem. Długo nie było dane się cieszyć zwyżką. Na rynku terminowym podaż była szczególnie aktywna, co było widać po zmianach cen i liczby otwartych pozycji. Gdy ceny spadały, LOP rosła. Wyglądało na to, że ktoś ma zdecydowanie negatywne zdanie o najbliższej przyszłości rynku.

Czy słusznie? Zapewne kiedyś hossa się skończy. Wtedy wszyscy będą mieli wiele do powiedzenia, dlaczego ceny spadają. Tak jak teraz jest znanych wiele czynników, dlaczego rynek już nie powinien rosnąć. Ten jednak nadal rośnie, a przynajmniej nie chce spadać. Można tylko przypuszczać, że poza stałym dopływem gotówki do funduszy inwestycyjnych powodem braku spadków jest właśnie to powszechne przeświad-

czenie o ich nieuchronnym nadejściu. Rynek nie zachowuje się tak, jak chce tego większość. Ceny zmieniają się wtedy, gdy ta większość jest zaskoczona. Dopiero w takiej sytuacji gracze są zmuszeni do działania. W jaki sposób miałyby rosnąć ceny, gdyby większość się tego spodziewała? Kto wtedy miałby kupować? Obecnie większość jest sceptyczna co do dalszej zwyżki, a więc rynek nie spada. Nawis podażowy istnieje, ale na razie nie zostanie on uruchomiony. Do tego potrzeba strachu wpłacających do TFI, a tego jeszcze nie widać.

Spadek od poziomu szczytu wyniósł ok. 3 proc. Czy to jest powód do niepokoju? Czy taka przecena może być przesłanką do twierdzenia o końcu hossy? Koniec hossy jest zmorą wszystkich graczy. Wszyscy na rynku mamy świadomość, że ceny nie mogą rosnąć bezustannie. Wiemy, że kiedyś to się musi skończyć. Różni nas ocena, kiedy to się stanie. Od jakiegoś czasu aktywni są gracze, którzy sądzą, że stanie się to wkrótce. To "wkrótce" się przeciąga i przesuwa w czasie, ale cały czas panuje wśród nich przekonanie, że już za zakrętem przyjdzie dobry czas dla niedźwiedzi. Dajmy szansę rynkowi, by sam powiedział, kiedy będzie słaby.