Indeks WIG20 podskoczył o 4,1 proc., a kursy największych spółek, takich jak Pekao, PGNiG, PKN Orlen czy PKO BP, zyskały po 5-6 proc. Skąd tak nagły przypływ optymizmu? Po pierwsze, notowania odrabiały straty po czwartku, kiedy zostały zaniżone na skutek operacji inwestorów związanych z wygasaniem kontraktów terminowych. Po drugie, entuzjazm wywołały silne zwyżki na rynkach zagranicznych. Już w poniedziałek (kiedy, ze względu na święta, GPW nie pracowała) wzrost z końca minionego tygodnia kontynuowały indeksy w USA. Wczoraj przyłączyły się do nich notowania w Azji i Europie Zachodniej (grupujący największe europejskie spółki indeks Dow Jones Euro Stoxx 50 zyskał ponad 3 proc.). Błędem byłoby jednak sądzić, że fala optymizmu to efekt zniknięcia obaw przed recesją w USA, czyli głównego czynnika, który stał za wyprzedażą akcji w ostatnich miesiącach. Wręcz przeciwnie, kolejne pojawiające się dane gospodarcze świadczą o tym, że problemy nie zostały rozwiązane, mimo radykalnych działań ze strony Fedu. Wskaźnik nastrojów amerykańskich konsumentów obliczany przez Conference Board spadł w tym miesiącu do najniższego w ostatnich pięciu latach poziomu 64,5 pkt. Nie widać też powodów do optymizmu na rynku nieruchomości. W styczniu podawany przez S&P/Case-Shiller indeks cen domów w USA spadł o 10,7 proc. względem stycznia 2007 r. Do odrobienia przez giełdy niedawnych strat też jest wciąż daleko. Dow Jones Euro Stoxx 50 musiałby wzrosnąć o 7 proc., by powrócić do lutowego szczytu.