Giełdowy tydzień rozpoczął się od skoku WIG20 o 4,1 proc. w górę, do 2936 pkt. To już druga tak silna zwyżka w ciągu ostatnich pięciu sesji (18 marca indeks dużych spółek podskoczył o 4,8 proc.). W dużym stopniu do powrotu optymizmu przyczyniła się poprawa sytuacji na rynkach światowych. Ponieważ w poniedziałek polscy inwestorzy nie mieli okazji do kupna akcji ze względu na przerwę świąteczną, a równocześnie poniedziałkowe notowania w USA zakończyły się wzrostem S&P 500 o 1,5 proc., to wczoraj WIG20 "nadrabiał zaległości" względem giełd światowych.
Ocieplenie klimatu inwestycyjnego na rynkach zachodnich to nie jedyny czynnik, który spowodował, że już na otwarciu wczorajszej sesji WIG20 zyskiwał 4 proc. Aby to wyjaśnić, należy cofnąć się do wydarzeń na ostatniej przedświątecznej sesji (czyli do czwartku).
Jak już pisaliśmy, z powodu wygasających wówczas marcowych kontraktów terminowych, doszło do silnych wahań notowań części największych spółek wchodzących w skład WIG20. Prawdopodobnie na skutek dużych zleceń sprzedaży akcji złożonych przez tzw. arbitrażystów (zarabiających na rozbieżnościach między notowaniami kontraktów terminowych i WIG20), na samym zamknięciu czwartkowej sesji główny indeks warszawskiej giełdy stracił nagle 1,5 proc. (w stosunku do ostatniego notowania przed fixingiem).
Z tego punktu widzenia wczorajsza zwyżka indeksu była niemal w połowie równie sztuczna, co jego czwartkowy silny spadek.
Znacznie spokojniejsze były wczoraj zmiany indeksów, które nie były podatne na zawirowania związane z wygasaniem instrumentów pochodnych. Kojarzony ze średnimi spółkami mWIG40 zyskał 1,6 proc., a obejmujący małe firmy sWIG80 wzrósł zaledwie o 0,6 proc.