gospodarki zdają się potwierdzać w rzeczywistości. Rada lekarzy poddała
słabnące ciało kuracji wzmacniającej. Kroplówka (jeśli w ogóle można użyć
tego słowa wobec strumienia pieniędzy wpływającego na rynek finansowy )
została podpięta i wprowadza w żyły ustroju kolejne porcje gotówki. Do tej
pory symptomy choroby raczej się pogłębiają. Gospodarka już nie tylko
"czuje się niewyraźnie" i "coś ją bierze" ale po prostu jest chora i to
coś już ją wzięło. W ostatnim czasie terapia nabrała tempa i
intensywności. Niestety nie może ona trwać wiecznie. Powoli dochodzimy do
punktu, w którym lekarze będą zmuszeni do zaprzestania działań.
Przynajmniej tych standardowych.
Stopy nie mogą spadać w nieskończoność. Gotówka nie może być pompowana bez
umiaru. Nad gospodarką wisi bowiem widmo skutków ubocznych podjętej
terapii - widmo inflacji. Widmo, którego nie wolno ignorować. Każdy
obserwator ma świadomość, że cykl obniżek stóp dobiega końca. Obecnie
oczekuje się, że na najbliższym posiedzeniu FOMC podejmie decyzję o
obniżce stóp procentowych o kolejne 25 pkt. bazowych. Mówi się o
możliwości cięcia o 50 pkt. bazowych, ale w tej chwili szanse na taki ruch
określa się na nieco ponad 30 proc. Rynek z zainteresowaniem będzie
śledził treść protokołu z ostatniego posiedzenia FOMC, który zostanie
opublikowany we wtorek. Jego treść może okazać się pomocna w ocenie skali zy spadek
już raczej liczyć nie można. Tym bardziej, że już najbliższy ruch sprawi,
że realna stopa procentowa będzie ujemna. W sytuacji rosnących cen energii
i żywności dalsze obniżki wydają się mało prawdopodobne. Jak widać,
dochodzimy powoli do punktu, gdy Fed przyzna, że zrobił już wszystko to
co, było w jego mocy. Już teraz pojawia się opinie, że na gospodarkę
powinny oddziaływać wykonane dotychczas ruchy dając tym samym do
zrozumienia, że na kolejne nie ma co liczyć.
Podsumowując, mamy do czynienia z kryzysem nie widzianym od
dziesięcioleci, wyczerpującym się arsenałem standardowych posunięć władz
monetarnych oraz zapewnieniami, że to szybko się skończy i już w drugiej
połowie roku będzie lepiej. Pojawia się wątpliwość: jaki więc jest
właściwie ten kryzys? Skoro ma się skończyć tak szybko, to po co to całe
rozwalanie tamy i spuszczanie zawartości gotówkowych rezerwuarów. Rynek
zalała fala braku zaufania jednych do drugich. Wszyscy uczestnicy mają
świadomość, że zabawa ryzykiem poszła za daleko. Obecnie największym
problemem jest brak zaufania jednego do drugiego. Jeśli ktoś ma nawet
jakieś nadwyżki, to nie jest skory do udostępniania ich innym. Bolesny
przykład Bear Stearns pokazał, że śmiertelny strzał może spotkać każdego.
Także i z tym zamierza walczyć Fed. Przejmuje na siebie coraz bardziej
ryzykowne papiery. Obecnie na specjalnych aukcjach można wymieniać nie
tylko obligacje skarbowe, ale również papiery oparte o kredyty hipoteczne.
Te najlepsze, ale jednak mamy do czynienia z przejęciem części ryzyka.
Pytanie, kto właściwie je przejmuje?
Kryzys dotyka coraz to nowe obszary. Zaczyna być problem z finansowaniem
pożyczek dla studentów. W całym I kw. bieżącego roku nie sprzedano żadnych
obligacji municypalnych opartych o pożyczki udzielone studentom. Taka
sytuacja nie miała miejsca od prawie 40 lat. Problemy z finansowaniem mają
inne podmioty publiczne: szkoły, szpitale, a nawet całe miasta. Brak
możliwości refinansowania będzie zmuszał je do płacenia obecnym
pożyczkodawcom olbrzymich odsetek karnych dochodzących do 20 proc., co z
pewnością odbije się na ich sytuacji finansowej i wpłynie na ich
wiarygodność.
Kłopoty z finansowaniem działalności przenoszą się na sferę realną.
Wzmagają się problemy na rynku pracy, co będzie miało przełożenie na
poziom amerykańskiej konsumpcji. W piątek ponownie spadła liczba miejsc
pracy w sektorze pozarolniczym. Wzrost także stop bezrobocia, ale to
akurat nie jest tak bolesne. Prognozy mówią o jej powolnym wzroście
przynajmniej do połowy przyszłego roku i to tylko przy założeniu, że
faktycznie w II połowie bieżącego roku pojawią symptomy poprawy. Liczba
wniosków o zasiłek dla bezrobotnych opublikowana w ubiegłym tygodniu
przekroczyła magiczną dla niektórych wartość 400 tys., która ma
sygnalizować pojawienie się recesji. Dane nie były w pełni wiarygodne, bo
zakłócił je tydzień poświąteczny, ale jeśli w kolejnych tygodniach będzie
podobnie, rynek na to zareaguje.
Właśnie, rynek. Sytuacja makro wydaje się mało przyjemna, a na rynku mamy
odbicie. Jego skala powoli się powiększa. Wkrótce przynajmniej
teoretycznie mogą się pojawić sygnały sugerujące, że styczniowo-marcowe
dołki to koniec przeceny. U nas będzie to wybicie z formacji podwójnego
dna. W przypadku Stanów może to być sygnał kupna wg teorii Dow`a. Tam
średnia transportowa już pnie się w górę i tylko czeka na potwierdzenie ze
strony średniej przemysłowej, a ta do sygnałów kupna także nie ma daleko.
Wygląda więc na to, że rynki już teraz zaczynają dyskontować poprawę
sytuże naszym
zadaniem jest odniesienie się wobec ruchów na rynku, a nie zmian w
gospodarce. Nie gramy na kontraktach na wzrost PKB, czy wielkość inflacji.
Te zmienne mają być pomocne do przewidzenia możliwych tendencji na rynku
akcji, ale wcale to nie oznacza, że te tendencje będą w pełni pokrywały
się ze zmianami na rynku akcji. W końcu mamy tu tłum umysłów organicznych
i nieorganicznych, które ze sobą walczą i próbują się nawzajem
przechytrzyć. Obecne zmiany wyglądają na grę pod możliwe odbicie w
gospodarce. Oczywiście pojawia się pytanie, czy ta gra nie jest
przedwczesna, ale w tej chwili nie ma to znaczenia. Jeśli faktycznie rynek
się zagalopuje, to po prostu później skoryguje swoje wyceny.
Obserwowane obecnie tendencje raczej skłaniają do oczekiwania na większe
problemy amerykańskiej gospodarki, a więc i wycen jej akcji, a więc i
wycen większości akcji na świecie. Skala zmian na rynkach światowych może
być inna, ale kierunek będzie w większości podobny. Niemniej największym
błędem każdego tradera jest upieranie się przy swojej tezie, podczas gdy
rynek zachowuje się inaczej. Twierdzenie, ze rynek się myli, jest pierwszy
stopniem do wypadnięcia z gry. Zatem zawsze podstawowym zbiorem danych,
które należy przeczesać, są dane dotyczące samego rynku. Skoro w tej
chwili zdaje się on ignorować zagrożenia, to widocznie tak ma być. Jeśli
faktycznie pojawi się wybicie ponad szczyt z połowy lutego wig20.gif (ja
nadal w nie wątpię, ale to jest po prostu moja obecna opinia, która
przecież może być błędna), to trzeba będzie na nie zareagować. Być może to
wybicie okaże się pułapką i wywoła jedynie krótkotrwałą euforię, która
zakończy zwyżkę? Scenariuszy może być wiele. Nam pozostaje na to reagować
na podstawie przemyślanych wcześniej sygnałów i wedle spokojnie
podejmowanych decyzji.
Kamil Jaros