Weekendowa Analiza Futures

Aktualizacja: 27.02.2017 23:05 Publikacja: 13.04.2008 14:27

Najbliższe kilka dni zapowiada się niezwykle interesująco. Nie chodzi

tylko o to, że piątkowa sesja zakończyła się tak fatalnie. Sfera samego

rynku jest oczywiście najciekawsza, ale nie zmienia to faktu, że mamy dwie

inne przestrzenie, które pobudzają ostatnio inwestorów. Mowa tu o

rozpoczętym w ubiegłym tygodniu sezonie publikacji wyników finansowych

spółek amerykańskich oraz o napływających danych makro, które zaczynają

odgrywać ponownie dużą rolę, tzn. ponownie są śledzone z uwagą, a nie

jedynie z nadzieją.

Zacznijmy od końca. Przed nami niezwykle obfity pod względem zaplanowanych

publikacji danych makroekonomicznych tydzień. Pojawią się kluczowe dane

dotyczące gospodarki polskiej, strefy euro, czy amerykańskiej. Poznamy

m.in. dynamikę sprzedaży detalicznej w USA, dynamikę produkcji

przemysłowej w USA, w strefie euro i w Polsce, inflację dotyczącą

wszystkich trzech obszarów, dynamikę polskich płac, przepływ kapitałów do

USA, niemiecki wskaźnik ZEW i kilka jeszcze innych zmiennych. Słowem, fala

informacji, z których większość ma potencjał wpływu na poziom cen na

rynkach. Już ubiegły tydzień pokazał, że sentyment inwestorów się zmienia.

Wcześniejsze słabsze publikacje były raczej ignorowane. Doszukiwano się

sygnałów możliwej późniejszej poprawy. Po zachowaniu z ubiegłego tygodnia

można dojść do wniosku, że gracze odpuścili poszukiwania pocieszających

danych.

Zapalnikiem okazały się wyniki GE, ale za faktyczną przyczynę można uznać

praktyczny brak poważniejszych oznak możliwego zatrzymania tendencji

pogarszania się kondycji amerykańskiej gospodarki. Wielkość deficytu w

bilansie handlowym okazała się zaskakująco duża. W znacznej mierze to

wynik rosnących ceny ropy, ale fakt jest faktem. W przyszłych miesiącach

należy oczekiwać poprawy. Eksport nadal ma się całkiem dobrze, a skok

wielkości importu dóbr może okazać się tylko jednorazowy. Takie są np.

oczekiwania względem skoku importu z Chin, który wiązany jest z tamtejszym

Nowym Rokiem. Niemniej, dane mogą być niepokojące jeśli sytuacja nie

ulegnie poprawie. W ubiegłym tygodniu dowiedzieliśmy się, że wzrosły

mocniej niż oczekiwano zapasy hurtowników. To dobra wiadomość, jeśli ma to

być przejaw większego zainteresowania handlu możliwą poprawą sytuacji w

gospodarce, a w szczególności konsumpcji. Wzrost zapasów pomoże wielkości

PKB, ale może być zmartwieniem w kolejnych kwartałach jeśli sprzedaż nie

wzrośnie. Już teraz poziom zapasów jest spory i problemy mogą się pojawić

w III kw. Warto zauważyć, że to właśnie na II połowę roku planuje się

odbicie amerykańskiej gospodarki.

Wiele więc zależy od konsumpcji, co chyba nie jest dla nikogo

zaskoczeniem. Ta nadal nie jest w najlepszej formie. Wzrost dochodów nie

jest dynamiczny, a do tego wydatki konsumpcyjne są wypierane przez rosnące

ceny paliw i żywności. Dodajmy do tego obsługę długu, który staje się dla

znacznej części Amerykanów poważnym problemem. W ostatnich miesiącach

przyspieszył wzrost wielkości długu odnawialnego zaciąganego przez

amerykańskie gospodarstwa domowe. W Tym czasie spadła dynamika wzrostu

kredytów nieodnawialnych. Ogólnie dynamika wzrostu długu jest stabilna.

Niby nic szczególnego, ale diabeł tkwi w małym szczególe polegającym na

tym, że dług odnawialny jest z reguły droższy od długu nieodnawialnego.

Odnawialne jest np. zadłużenie na kartach kredytowych, które jest jednym z

najdroższych. W efekcie koszt zadłużenia się Amerykanów rośnie szybciej

niż wielkość długu. Obniżki stóp procentowych część tej tendencji

amortyzują. Tylko, że stopy nie będą wiecznie spadać. Wręcz przeciwnie, że wzrost inflacji jest

jedynie teoretycznym zagrożeniem. Wracając do konsumpcji, ostatnia wartość

wskaźnika nastrojów konsumentów jest jedną z najniższych w ostatnich

trzech dekadach. Tempo spadku tego wskaźnika w ostatnich 15 miesiącach

jest najszybsze od kiedy zaczęto go liczyć. Jak w takich warunkach liczyć

na odrodzenie się chęci zakupów? Rabat podatkowy to kropla w morzu potrzeb

i oczekiwanie, że będzie to remedium na bolączki gospodarki wydaje się

wielce nietrafione.

Poziom nastrojów jest niski nie tylko u konsumentów (jedynie 10 proc.

odpowiadających w ankiecie Uniwersytetu Michigan jest przekonanych, że ich

dochody w ciągu najbliższego roku lub dwóch lat będą rosły szybciej od

cen), ale także i przedsiębiorcy (wskaźnik publikowany przez National

Federation of Independent Business) nie grzeszą optymizmem, a właściwie

należałoby powiedzieć, że taplają się już w pesymizmie. Dość powiedzieć,

że oba wskaźniki są na poziomach z początku lat 80-tych, a więc z czasów,

gdy, stopa bezrobocia była na poziomie 9 proc., a PKB spadało o 8 proc. w

skali roku (II kw. 1980 roku). Obawy konsumentów nie wydają się czymś

dziwnym. Czy przedsiębiorcy także mają podstawy do takiego lamentu? Cóż,

tu osłabienie jest mniejsze, ale rosną przypuszczenia, że to dopiero

początek, a najgorsze jest jeszcze przed nami.

Właśnie rozpoczęliśmy sezon ogłaszania wyników finansowych i okazuje się,

że pierwsze poważniejsze strzały to rozczarowania. Publikacje Alcoa, UPS,

czy wreszcie GE zdecydowanie popsuły humory graczom, czego przejawem po

części była piątkowa przecena. Przed nami kolejna porcja wyników. W tym

tygodniu poznamy osiągnięcia m.in. Citigroup, JPMorgan Chase, Caterpillara

i Pfizera. Ogólnie nadal oczekuje się spadku zysków wszystkich spółek

wchodzących w skład indeksu S&P500 o 12 proc. Teraz dokładnie jest to 12,3

proc. Warto zauważyć, że od początku roku ten szacunek z tygodnia na

tydzień cały czas spada. Warto chyba przypomnieć, że na początku stycznia

oczekiwano, że wynik spółek pięćsetki za I kw. zanotuje względem I kw.

ubiegłego roku 4,7 proc. wzrostu. Jak widać, teraz poziom oczekiwań

zdecydowanie się obniżył, za co główną odpowiedzialność ponoszą spółki

sektora finansowego, gdzie oczekuje się spadku zysku o 60 proc. Po

ostatnim tygodniu, i wynikach wspomnianej wyżej trójki, zaczęto poważnie

się zastanawiać, czy faktycznie problemy skończą się tylko na branży

finansowej (budowlanka już dostała za swoje) i czy fala gorszych wyników

nie dotknie pozostałych sektorów. Można stąd wnioskować, że inwestorzy

mimo bogactwa publikacji danych makro nie zignorują napływających

informacji o wynikach spółek.

Nastroje sygnalizowane przez rekordowo niskie wskaźniki dotyczące grup

konsumentów i przedsiębiorców nie koniecznie pokrywały się z nastojami

inwestorów na rynkach finansowych. Tu w myśl zasady, że rynek dyskontuje

przyszłość, ceny rosły, gdyż panowała opinia, że to co za nami, to już nie

jest takie ważne, a skoro jest tak źle, to może być już tylko lepiej.

Okazuje się, że to podejście jest w tej chwili korygowane. Sygnałów

możliwej poprawy sytuacji nie jest w tej chwili zbyt wiele. Pamiętny

niewielki wzrost sprzedaży domów na rynku wtórnym był sygnałem do ataku

dla popytu. Nieco zyskał wskaźnik aktywności gospodarczej w rejonie

Chicago. Nie spadły wskaźniki ISM. Czy to był powód do wieszczenia końca

spadków na rynku akcji? Dla części graczy to wystarczyło. Ostatnie

informacje teraz to korygują. Na razie nie ma poważnych sygnałów możliwej

poprawy. O recesji mówi się już coraz odważniej także w kręgach

aby z tym, co faktycznie ma miejsce w gospodarce, albo co faktycznie

się o niej w tej chwili sądzi. Szybszy spadek cen właśnie w tej chwili nie

jest przypadkowy, co można zaobserwować na wykresach dwóch indeksów

amerykańskich dj.gif SP500.gif Interesująco w tym kontekście wyglądają

wykresy dwóch czołowych gospodarek strefy euro dax.gif cac40.gif

Oczywiście zawsze można powiedzieć, że Ameryka to nie Polska i spadek cen

w USA nie musi oznaczać spadku cen u nas. Nie musi, ale jednak zwykle

oznacza. Wygląda indeksu WIG.gif nie pozostawia wątpliwości.

Czy piątkową przeceną zaczynamy dynamiczniejszy ruch w stronę dołków ze

stycznia? W tej chwili na to wygląda, ale póki nie są one pokonane, nadal

trzeba je uznawać za minimum dotychczasowej fali spadków. Trwająca od

trzech miesięcy korekta może bowiem być spokojnie kontynuowana kolejne

trzy miesiące. Oczekiwania na poprawę w USA mogą onieśmielać podaż, co

sprawi, że szybko nowych dołków się nie doczekamy. Wykres tygodniowy

indeksu dwudziestu największych spółek na warszawskim parkiecie

wig20tyg.gif nie daje w tej chwili powodów do optymizmu i nie chodzi tu

tylko o ostatnią czarną świecę. Już wcześniej takich nie dawał, gdyż skala

odbicia z początku tego roku pozostawała niewielka w stosunku do skali

wcześniejszej przeceny. Ostatnie osłabienie oddala możliwość pojawienia

się formacji podwójnego dna wig20.gif Co pewnie rozczarowuje byków. Niska

aktywność na sesjach poprzedzających piątkową przecenę była jednym z

czynników pogłębiających tą przecenę. Wspomniane rozczarowanie ma szansę

działać i w tym tygodniu, a więc dalszy spadek cen (nie tylko na początku

notowań poniedziałkowych) nie powinien zaskakiwać. W piątek doszliśmy do

połowy zakresu wyznaczonego przez dołek ze stycznia i szczyt z lutego. W

ramach trwającej korekty takich ruchów może być więcej. Nie zmieniają one

oceny rynku w długim terminie - tu nadal mamy spadek. W średnim poruszamy

się w bok z tendencją do spadku (popyt nie poradził sobie ze strefą oporu,

jaką jest konsolidacja z drugiej połowy lutego), a w krótkim spadamy po

wybiciu z kilkudniowej konsolidacji.

Kamil Jaros

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy