Studia z górnej półki

Na studia MBA trzeba mieć czas i pieniądze. Jeśli chcesz mieć pewność, że poniesione na ich poczet wyrzeczenia otworzą ci drogę do awansu, wybierz uczelnię z wyższej półki

Aktualizacja: 27.02.2017 16:42 Publikacja: 07.05.2008 00:11

Wybór właściwego programu i odpowiedniej uczelni to podstawa. W przeciwnym razie zmarnujemy sporo czasu i pieniędzy, które będzie trzeba przeznaczyć na naukę. Dobrym i miarodajnym wskaźnikiem są zagraniczne akredytacje. Problem w tym, że wiele uczelni, mimo że spełniają wszystkie kryteria, by o taki certyfikat jakości się ubiegać, tego nie robi. To wcale nie skreśla ich z listy uczelni wartych do rozważenia.

By znaleźć najlepszą dla siebie szkołę, warto na własną rękę przeprowadzić mały research. Od czego zacząć? Przede wszystkim trzeba przyjrzeć się oferowanym programom studiów. Nie zawsze oznacza to najdroższy, choć w większości właśnie cena sugeruje jakość i prestiż studiów.

Studia dla zaawansowanych

Studia powinny trwać minimum rok w trybie dziennym lub jego równowartość, jeśli prowadzone są w systemie zaocznym. Program musi obejmować co najmniej 400 godzin zajęć, w tym minimum 120 godzin powinno być przeznaczonych na pracę indywidualną. Selekcja na studia powinna być rygorystyczna. Warunkiem podstawowym przyjęcia powinny być ukończone studia wyższe, udokumentowane dyplomem (co najmniej licencjat lub inżynier). Dla programów akredytowanych obowiązująca jest też praktyka zawodowa, znajomość języka obcego w stopniu umożliwiającym studiowanie literatury w tym języku, a także predyspozycje menedżerskie i odpowiednia motywacja do podjęcia tych studiów.

Pod uwagę warto wziąć także, czy dana uczelnia współpracuje z jakąś inną zagraniczną placówką. Nie bez znaczenia jest też współczynnik liczby studentów na jednego wykładowcę oraz dodatkowe informacje o uczelni, np. czy istnieje na niej stowarzyszenie absolwentów.

Renoma z niczego siź nie bierze

Kolejnym ważnym czynnikiem, na który częściej zwracają uwagę pracodawcy, jest renoma szkoły. Dyplomy znanych uczelni liczą się podczas rekrutacji na wysokie stanowiska. Jest duże prawdopodobieństwo, że jeśli pracodawca ma do wyboru kogoś po ekonomii na dobrej uczelni i absolwenta MBA na kiepskiej, to prawdopodobnie wybierze tego po ekonomii.

Renoma szkoły najczęściej poparta jest znaczącymi zagranicznymi partnerami oraz liczbą absolwentów kursów MBA. Jeśli program realizowany jest od dłuższego czasu, można założyć, że jest dobry. Te, które dopiero się pojawiają, nie muszą być złe, ale niewiele o nich wiadomo.

Znane nazwisko to nie wszystko

Organizatorzy studiów MBA z dumą podają zagraniczne nazwiska osób prowadzących zajęcia. Od narodowości wykładowcy ważniejsze jest to, czy jest on przedsiębiorcą lub menedżerem znanej firmy, profesorem uniwersytetu lub osobą mającą obie drogi zawodowe za sobą. Praktyka w działalności gospodarczej jest niezbędna, ale istotne jest również przygotowanie w dziedzinie przekazywania wiedzy. Trzeba też pamiętać, że "wykładowcy z nazwiskami" mogą odwiedzić słuchaczy np. tylko raz. Nazwy zagranicznych uczelni są, obok nazwisk wykładowców, jednym z największych magnesów przyciągających kandydatów do szkół. Jednak warto zdać sobie sprawę, że za logo szkoły umieszczonym na dyplomie ukończenia MBA muszą stać również nabyte umiejętności oraz pewność ukończenia studiów. Niewiele danych zastąpi osobistą rekomendację osoby, która skończyła już studia MBA. Warto więc poszukać wśród znajomych kogoś, kto oceni organizatora kursu z własnego doświadczenia. Niektóre uczelnie kolekcjonują nazwiska absolwentów i ich kariery zawodowe. Warto przyjrzeć się, kto kończył daną uczelnię i gdzie potem znalazł zatrudnienie. Cenną informacją jest również to, kto razem z nami miałby studiować - osoby przypadkowe czy menedżerowie ze znanych firm. Ale raczej trudno to sprawdzić.

Miźdzynarodowy drogowskaz

Dobrym drogowskazem mogą być akredytacje. Programy kształcenia w europejskich i amerykańskich szkołach bardzo się różnią od siebie. Akredytacje wyróżniają najlepsze z nich. Najbardziej znane typy akredytacji to: AMBA, AACSB i EFMD czy FIBAA w krajach niemieckojęzycznych. Otrzymać jedną z nich wcale nie jest łatwo. Gdy uczelnia zgłosi się po akredytację, specjalna komisja odwiedza szkołę i sporządza szczegółowy raport. Ta faza to tzw. audyt strategiczny. Po niej uczelnia otrzymuje akredytację bądź nie. Na tym jednak procedura się nie kończy. Proces zdobywania akredytacji wiąże się również z dostosowaniem programu studiów do wymagań i oczekiwań ośrodka akredytującego, który chce mieć wpływ na jego ostateczny zakres. Po przyznaniu znaku jakości nie można spocząć na laurach. Trzeba przygotować plan dalszego rozwoju uczelni i jakości kształcenia, a także wdrożyć go w życie. Polskie szkoły zrobiły w ostatnich latach ogromny postęp w tym zakresie. Współzawodnictwo jest bardzo ostre. Szkoły coraz bardziej przykładają się do jakości kształcenia oraz przeznaczają na ten typ studiów coraz większe środki finansowe.

Ameryka lepsza od Europy

Akredytacje dają możliwość porównania jakości kształcenia przez szkoły europejskie z amerykańskimi. Nierzadko Europejczycy uczą się w Stanach Zjednoczonych, a Amerykanie na Starym Kontynencie. Czym różni się system kształcenia na studiach MBA w Europie i USA? Amerykańskie instytucje są znacznie bogatsze i większe od europejskich. Przeciętnie północnoamerykańskie uczelnie dysponują 4-5 razy większymi zasobami niż

te na Starym Kontynencie. Trudno przy takiej konkurencji utrzymać podobny poziom badań

i jakość kształcenia, nie wspominając o wprowadzaniu innowacji i rozprzestrzenianiu wyników tychże badań. Wystarczy podać tylko dwie liczby dla zilustrowania przepaści, jaka dzieli Europę od Ameryki. Dotacja na Harvard Business School wynosi około 4 mld dolarów rocznie, podczas gdy jeden z jej europejskich odpowiedników INSEAD otrzymuje tylko 78 mln! Poza tym europejskie uczelnie wydają bardzo wiele dyplomów, prowadzą różne kursy. Ich ilość i różnorodność wprowadzają zamęt. Trudno porównać ich wagę oraz

jakość. To też argument za potrzebą przyznawania akredytacji uznawanych na rynku międzynarodowym.

Sytuacja wyglądałaby z europejskiej perspektywy znacznie lepiej, gdyby wzorem Stanów Zjednoczonych została powołana Europejska Fundacja Nauki. W USA działa ona już od 1946 roku! Koncentruje ona większość środków i rozdysponowuje je między uczelnie, co przyspiesza proces badań oraz ułatwia publikację ich wyników. Na korzyść Starego Kontynentu przemawia za to tryb i okres trwania studiów MBA. Dzienne kursy w Stanach Zjednoczonych trwają 2 lata. To stanowczo za długo. Amerykanie powoli przejmują system europejski, który zakłada 1-1,5 roczne studia dzienne.

Zapotrzebowanie na studia MBA ciągle wzrasta, bo i zawodów opierających siź na wiedzy przybywa, dlatego ważna jest poprawa i ciągłe doskonalenie standardów edukacji wyższej, w tym menedżerskiej.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego