Wyniki giełdowych spółek za I kwartał nie dały praktycznie żadnego impulsu warszawskiej giełdzie. Przypadki, w których publikowane rezultaty rozgrzewały głowy inwestorów, były bardzo rzadkie. To najlepiej obrazuje obecną kondycję naszej giełdy. Brakuje na niej kapitału, a w takiej sytuacji trudno o większe zainteresowanie akcjami.
Równocześnie zakończony sezon publikacji raportów kwartalnych dobitnie pokazał, jak zmieniły się reakcje inwestorów. W najmniejszym stopniu nie chcą kupować gruszek na wierzbie, a liczą się dla nich twarde fakty. Przejawiają przy tym skłonność do wyolbrzymiania zagrożeń, a nie ich ignorowania. Przez pryzmat reakcji inwestorów na osiągnięcia spółek możemy też próbować określić ich nastawienie do obecnych wycen. Tu opinie są podzielone, gdyż część uważa, że poziomy już są atrakcyjne, inni - zwłaszcza odnośnie do mniejszych spółek - twierdzą, iż na korzystne ceny jeszcze trzeba trochę poczekać. Brak "wyrozumiałości" dla firm, które rozczarowywały wynikami, przekonuje, że w obecnych cenach akcji zawarte są wciąż jeszcze dość wygórowane oczekiwania. W kontekście prawdopodobnego zwolnienia tempa rozwoju naszej gospodarki nie jest to dobra wiadomość. W takich warunkach rośnie ryzyko dalszych rozczarowań w przyszłości. Te wszystkie elementy nie sprzyjają szybkiemu odrodzeniu się korzystnej atmosfery na warszawskim parkiecie. Jedną szansą na to byłoby utrwalenie zwyżek na światowych giełdach. Inwestorzy jednak już niedługo będą musieli zderzyć prezentowany ostatnio optymizm dotyczący poprawy sytuacji gospodarczej w II połowie tego roku z twardymi faktami.