Piątkowa sesja była czwartą kolejną, którą indeks WIG zakończył spadkiem. Na zamknięciu, po zniżce o 0,94 proc., miał on wartość 46 573,9 pkt. Tym samym WIG znalazł się w dolnej połowie czteromiesięcznej stabilizacji. Na wykresie dziennym od dołu tę stabilizację ogranicza styczniowy dołek na poziomie 44 509,36 pkt. Od góry natomiast lutowy szczyt na wysokości 50 193,53 pkt.
W kolejnych miesiącach zakres wahań indeksu szerokiego rynku, w ramach tego trendu bocznego, zawężał się. To dawało nadzieję na wybicie górą. Zwłaszcza że w tym czasie na głównych światowych parkietach, od połowy marca koniunktura systematycznie poprawiała się po załamaniu z przełomu roku.
Kwiecień był pierwszym ostrzeżeniem, że wzrostowy scenariusz w Warszawie może zostać niezrealizowany. WIG spadł wówczas o 2,75 proc., podczas gdy na świecie dominowały wzrosty. Dla porównania: węgierski BUX zyskał 4,01 proc., niemiecki DAX 6,33 proc., a brazylijska Bovespa 11,32 proc.
Wówczas jednak można było mieć nadzieję, że z dużym poślizgiem, ale jednak polski rynek ruszy w górę. Zwłaszcza że na świecie nie zanosiło się na szybki powrót mocnych.
Ostatnie dwa tygodnie jednak skutecznie pozbawiają złudzeń chyba największych optymistów. W tym czasie zostało zanegowanych większość wcześniej wygenerowanych wstępnych sygnałów kupna. Jeżeli nawet nie traktować tego jako zdecydowanego sygnału do pozbywania się akcji, to trzeba się liczyć z tym, że obecnie bazowym scenariuszem dla warszawskiej giełdy jest kontynuacja trwającego od końca stycznia trendu bocznego.