Przebieg ostatnich dni postawił inwestorów przed dylematem dotyczącym charakteru zniżek obserwowanych w zakończonym tygodniu. Czy mamy do czynienia jedynie z odreagowaniem po dwóch miesiącach wyraźnego, szczególnie w Ameryce, wzrostu, czy też ta zwyżka była jedynie korektą po fali spadkowej, jaka wystąpiła od końca października 2007 r. do połowy marca tego roku? Rozwiązanie tego dylematu w dużym stopniu warunkuje decyzje inwestycyjne na najbliższy czas.

Przyjmując pierwszy wariant, poszukiwalibyśmy dogodnej sposobności do wejścia na rynek, wykorzystując zniżkę cen. W drugim przypadku obecny czas traktowalibyśmy jako ostatnie chwile na opuszczenie rynku przed jeszcze głębszą zniżką. Ostatnie reakcje inwestorów nie napawają optymizmem, ale jeszcze nie wszystko jest rozstrzygnięte.

Uwagę zwraca przede wszystkim zmiana nastawienia do przyszłości. Jeszcze w połowie maja rynki wykazywały się dużą "wyrozumiałością" dla napływających wiadomości. Wiele ze złych informacji przechodziło bez echa. Ta kumulacja jednak stwarzała ryzyko, że nastąpi reakcja o zdwojonej sile. Na razie mieliśmy tylko pierwszą odsłonę aktywności sprzedających. Dopiero doprowadzili do przełamania przez S&P 500 krótkoterminowego wsparcia, jakie na wysokości 1388 pkt wyznaczał dołek z pierwszej połowy maja. Pokonana została też linia dwumiesięcznego trendu zwyżkowego. Tym samym amerykańska giełda otworzyła sobie drogę do dalszego ruchu w dół.

Widać wyraźnie, że znów zaczęły odżywać wśród inwestorów obawy o to, co przyniesie przyszłość, i to jest zły znak. Z jednej strony, mamy kwestie związane z drogimi paliwami, zagrożeniami inflacyjnymi i presją na wydatki konsumentów, z drugiej z wciąż niezakończonym kryzysem na rynku nieruchomości w USA. Jak pokazały piątkowe dane, przypuszczenia, że sytuacja zacznie się poprawiać, były przedwczesne. Bardzo duża ilość niesprzedanych domów wywiera presję na ich ceny, a te mają przełożenie na efekt bogactwa i skłonność do wydawania pieniędzy. Konsumenci są więc zagrożeni nie tylko ze strony drogich paliw.