Po danych o największej od ponad dwudziestu lat zwyżce amerykańskiego bezrobocia indeksy akcji w Europie spadły do poziomu najniższego od półtora miesiąca. Na giełdach w USA też były ostre zniżki.

Dane Departamentu Pracy oznaczały zimny prysznic. Spadek liczby etatów w maju, w połączeniu z korektą odczytu za kwiecień, okazał się mniej więcej zgodny z prognozami ekonomistów, ale wzrost stopy bezrobocia aż do 5,5 proc., z 5 proc. notowanych poprzednio, zaskoczył wszystkich. Oczekiwano zwyżki do 5,1 proc. Taki skok bezrobocia źle wróży największej gospodarce. Zwłaszcza że Fed już wyczerpał możliwości niesienia jej pomocy i teraz myśli o podwyżce, a nie obniżce, stóp procentowych, żeby uchronić kraj przed zgubnym wpływem wysokiej inflacji. W tej sytuacji kolejni gracze mogą poczuć chęć do opuszczenia rynku akcji. W piątek amerykańska średnia przemysłowa Dow Jones spadła o ponad 3 proc. i w ten sposób dotarła do poziomu najniższego od półtora miesiąca. Wśród blue chips na wieść o danych z rynku pracy mocno traciły m.in. akcje General Electric i Citigroup.

Lepiej oddający koniunkturę na giełdach w USA wskaźnik S&P 500 wobec ostatniego dołka miał jeszcze pewien zapas. Na kolejnych sesjach może go jednak bardzo łatwo stracić.

Indeksy za to już teraz dołują na giełdach Europy Zachodniej. W piątek otwarcie i pierwsza część sesji były udane, bo na plusie skończyły dzień wcześniej sesję giełdy amerykańskie. Jednak później wskaźniki zeszły wyraźnie pod kreskę. Ponad 2-proc. spadki zanotowano m.in. we Frankfurcie, w Pary-

żu, Zurychu, Mediolanie i Amsterdamie. Giełda londyńska wypadła lepiej, spadając o około 1 proc. Największe straty ponieśli posiadacze walorów firm sprzedających dużo w USA - jak L?Oreal czy Philips. Po raz kolejny tąpnęły walory linii lotniczych, po skoku cen ropy naftowej o ponad 10 USD w ciągu dwóch dni. Droga ropa pomogła natomiast notowaniom firm naftowych - tak w USA, jak i w Europie.