Jednak tak naprawdę, druga z wyżej wymienionych definicji inflacji jest pełniejsza. Przykładowo, popatrzmy na sytuację, w której cena danego dobra czy usługi nie zmieniła się, lecz jakość rzeczonego dobra czy usługi pogorszyła się znacząco. W takim przypadku, zgodnie z pierwszą definicją inflacji nie ma, bo przecież tak wczoraj, jak i dziś cena jest taka sama. Jednak, wziąwszy pod uwagę gorszą jakość produktu czy usługi - za tą samą kwotę otrzymujemy mniej. A więc wartość (siła nabywcza) naszego pieniądza spada. I tu tkwi haczyk, a dokładnie jedna z licznych słabości popularnych miar inflacji, które w ograniczonym stopniu wychwytują zmiany jakościowe zachodzące w koszyku dóbr i usług konsumpcyjnych.
Co więcej, o ile uważny czytelnik opakowań jest w stanie wychwycić pogorszenie jakości kupowanych produktów, o tyle wychwycenie (nie mówiąc o zmierzeniu) zmian w jakości świadczonych usług wygląda na zadanie godne Herkulesa.
Powróćmy na nasze krajowe podwórko. Nasza polska inflacja pozostaje wysoka, a za wzrost cen obwiniane są głównie żywność i paliwa. Tymczasem presja na ceny ze strony dynamicznie przecież rosnącego popytu krajowego nie wygląda zatrważająco. Czyli, nawet na zdrowy, chłopski rozum, coś w tym obrazie szwankuje.
Kolejny rok z rzędu wzrost gospodarczy pozostaje wysoki, a popyt krajowy - w tym konsumpcja - pozostaje głównym motorem wzrostu. Tymczasem nie widać, by masowe zakupy Polaków powodowały mocny wzrost cen detalicznych. Do tej pory powstało całkiem sporo teorii wyjaśniających brak większego przełożenia pomiędzy mocnym popytem a inflacją (tani import, konkurencja w handlu detalicznym etc., etc.). Jednak, z całym szacunkiem dla wszystkich teorii wyjaśniających powyższy fenomen, może to właśnie zmiany jakościowe zachodzące w koszyku inflacyjnym powodują, że ceny dóbr i usług konsumpcyjnych mierzone przez GUS wykazują dość umiarkowaną dynamikę wzrostu? Czyli, innymi słowy, może ceny naszych codziennych zakupów nie zmieniają się znacząco, ale za to pogarsza się ich jakość?
Zanim urzędy statystyczne znajdą sposób na to, by koszyk inflacyjny uwzględniał zmiany jakościowe, minie z pewnością sporo czasu. Lecz my już teraz spróbujmy zweryfikować powyższą tezę na podstawie własnych doświadczeń empirycznych.
Wystarczy zadać sobie kilka pytań. Choćby takich: Czy będąc ostatnio w restauracji nie musieliśmy aby czekać całą wieczność na przybycie kelnera? Czy brygada budowlańców, która ostatnio remontowała nasze mieszkanie, nie wykazywała się aby większym niż zwykle tumiwisizmem? Czy w kilkugwiazdkowym hotelu obsługa nie zachowywała się aby jak słynny szatniarz z "Misia" ("A my nie mamy pana płaszcza i co nam pan zrobi?!")? Czy ostatnimi czasy próba znalezienia dobrej opiekunki dla dziecka nie jest aby zadaniem równie żmudnym i bezowocnym, jak poszukiwania złóż ropy na Suwalszczyźnie? Czy?? Czy?? Czy??