Nadchodzi koniec ery ropy naftowej

Choć nie da się jeszcze na 100 proc. powiedzieć, że już za 10-15 lat samochody elektryczne lub hybrydowe zdominują nasze drogi, to coraz więcej prognoz sugeruje przynajmniej większościowy udział takich pojazdów w nowej sprzedaży

Aktualizacja: 27.02.2017 11:34 Publikacja: 16.06.2008 07:10

Jakie są Pana przewidywania co do poziomu cen ropy naftowej w ciągu najbliższych miesięcy?

Jest taka teoria, która mówi, że zbliżamy się do szczytu produkcji ropy i jej ceny będą rosnąć jak szalone. Będą osiągać zupełnie dzikie poziomy rzędu na przykład 500 USD za baryłkę. Nie dalej jak w zeszłym tygodniu prezes Gazpromu Aleksiej Miller powiedział, że w ciągu najbliższych 12 miesięcy, a być może nawet już w tym roku, osiągniemy poziom cenowy 250 USD za baryłkę. I to wcale nie jest wykluczone, bo rzeczywiście jest bardzo wiele czynników, które mogą ceny ropy naftowej doprowadzić do takich poziomów.

Jakie to czynniki?

Choćby taki, że Izrael zaatakowałby Iran, a ostatnio sporo informacji zdaje się potwierdzać realizację takiego scenariusza w najbliższym czasie, choć jeszcze kilka miesięcy wcześniej wydawało się to zupełnie nierealistyczne. Wciąż prawdopodobieństwo wydaje się mniejsze niż 50 proc., ale ostatnio znacznie wzrosło. Gdyby faktycznie do czegoś podobnego doszło, to skok cen ropy naftowej mógłby być błyskawiczny i bardzo mocny.

Ale prawdę powiedziawszy na zagadnienie wzrostu kosztów zakupu ropy patrzę w szerszej i dłuższej perspektywie. Dlatego postawiłbym taką oto, być może dość kontrowersyjną, tezę, że oto żyjemy pod koniec ery ropy naftowej.

Jeśli era ropy się kończy, to jaka era się teraz rozpocznie?

Koniec ery ropy naftowej rozumiem nie tyle jako koniec jej wydobycia, co raczej jako istotne zmniejszenie zapotrzebowania na nią. Paradoksalnie, długie utrzymywanie się bardzo wysokich cen ropy, z czym właśnie mamy do czynienia, powoduje, że wszyscy lub prawie wszyscy ludzie pracujący w branży paliwowej lub dziedzinach z nią związanych zaczynają szukać realnych alternatyw. W tym momencie widać już ewidentnie, że wreszcie koncerny samochodowe zdały sobie sprawę, iż wypadałoby zainwestować w technologie związane z alternatywnymi technologiami napędowymi - przede wszystkim z napędami elektrycznymi lub hybrydowymi: elektryczno-spalinowymi. I to właśnie jest ta nowa era, która coraz bardziej zaczyna się już rysować.

Choć nie da się jeszcze na 100 proc. powiedzieć, że już za 10-15 lat samochody elektryczne lub hybrydowe zdominują nasze drogi, to coraz więcej prognoz sugeruje przynajmniej większościowy udział takich pojazdów w nowej sprzedaży. W rezultacie wydaje się, że to właśnie ta technologia przyczyni się do znaczącego zmniejszenia zapotrzebowania na produkty ropopochodne. Nawet jeśli koncerny postawią na samochody hybrydowe, czyli posiadające dwa silniki: elektryczny i spalinowy, to zużycie benzyny, oleju napędowego czy gazu, bo taki wariant też jest przecież możliwy, będzie znacznie mniejsze niż ma to miejsce obecnie. To mogą być jeden, najwyżej dwa litry na 100 km, czyli 15-25 proc. tego, ile dziś spalają silniki samochodowe. Nawet przy założeniu, że samochodów jeszcze przybędzie (należy bowiem założyć, że za kilka lat intensywnie rozwijać się będą nie tylko Chiny i Indie, ale także Afryka), to łącznie te pojazdy zużyją znacznie mniej produktów ropopochodnych niż obecnie.

Przecież o masowej produkcji samochodów z napędem elektrycznym mówi się od 20-30 lat. W latach 70. ropa również była bardzo droga. Dlaczego teraz skok cen ropy miałby wywołać tego typu rewolucję?

Pod uwagę należy wziąć taki element, jak zmiany technologiczne. Tak naprawdę kluczowe dla upowszechnienia samochodów elektrycznych zmiany dopiero teraz zachodzą.

Jakie zmiany ma Pan na myśli?

Najważniejsze zmiany dotyczą akumulatorów. Jako przykład warto przytoczyć firmę A123 Systems. Niedawno koncern General Motors wybrał ją i zlecił produkcję akumulatorów do swoich samochodów elektrycznych i hybrydowych, w tym mającego wejść do produkcji od 2010 r. popularnego samochodu volt. Volt będzie jednym z pierwszych tego typu pojazdów, produkowanych przez duży amerykański koncern samochodowy, które mają być wyposażone w nowoczesne ogniwa elektryczne. Dotychczas bowiem stosowano w tego typu samochodach tradycyjne akumulatory kwasowe albo niklowo-wodorkowe. Miały one dwie główne wady: były ciężkie i miały tzw. efekt pamięci, co oznaczało, że wraz z kolejnymi ładowaniami dosyć mocno się zużywały. Znamy dobrze ten efekt choćby z telefonów komórkowych czy notebooków. A koszty wymiany akumulatorów są znaczne.

W notebookach stosuje się już baterie litowo-jonowe.

Tak, są znacznie lżejsze, ale i one mają, czy właściwie miały do niedawna, inną bardzo uciążliwą wadę. Otóż takie akumulatory lubiły się nagrzewać, co czasami powodowało ich samozapłon.

Nowa generacja akumulatorów litowo-jonowych już tego typu wady nie ma, co potwierdziły zresztą przeprowadzone ostatnio testy zderzeniowe samochodu napędzanego takimi właśnie akumulatorami. Te doświadczenia wykazały, że nawet przy takim sprężeniu, do jakiego dochodzi w przypadku kolizji, nie dochodzi do ich zapalenia.

Przypomnę, że chodzi o eksperymenty przeprowadzone w ciągu kilka zaledwie ostatnich miesięcy - jest to więc sprawa zupełnie świeża.

Okazuje się, że przy obecnym zaawansowaniu technologicznym zestaw tego typu baterii do samochodu, choć i one mają wciąż efekt pamięci, powinien przetrwać co najmniej pięć, sześć lat - A123 Systems twierdzi, że jej akumulatory powinny "przeżyć" technicznie resztę samochodu. Akumulatory wcześniejszych generacji miały praktyczną żywotność rzędu dwóch, trzech lat. Technologia dorosła więc do wykorzystania w rynkowej praktyce. Czegoś podobnego oczywiście w latach 70. być nie mogło.

I impulsem do takiego rozwoju technologii energoelektronicznych jest rynek ropy naftowej?

W dużym stopniu tak. Technologie wykorzystywane w akumulatorach nowej generacji czerpią z postępów w zakresie inżynierii materiałowej oraz nanotechnologii, które zostały poczynione w ostatnich latach. Ich komercjalizacja wymagała jednak znacznych nakładów, które mogły zostać sfinansowane dopiero przy tak wysokich jak obecnie cenach ropy naftowej.

A poza nim co jeszcze?

Drugą rzeczą na pewno są technologie informatyczne, a konkretnie te związane ze sprzętem mobilnym, czyli ze wspomnianymi już komórkami i notebookami. Z jednej strony procesory są coraz mocniejsze, ekrany coraz większe i kolorowe, urządzenia mobilne mają coraz bardziej rozbudowaną funkcjonalność, często związaną z ciągłym dostępem do sieci transmisji danych, a wszystko to wymaga coraz więcej energii. Z drugiej użytkownicy chcą, żeby telefony czy przenośne komputery działały coraz dłużej. Trzeba więc im zapewnić bardzo pojemne źródło energii. Dążenie to doprowadziło do eksperymentów z bardzo różnymi technologiami zasilającymi, od ogniw paliwowych po mikroturbiny.

Druga bardzo ważna sprawa to kwestia ładowania akumulatorów. Mniej więcej dwa lata temu zaczęto się zastanawiać nad tym, żeby baterie zasilające elektronicznie sprzęty mobilne ładować bezprzewodowo. I mamy w tym zakresie istotne postępy. Akumulatory w telefonie czy w notebooku można już ładować na odległość, pozostawiając taki sprzęt na odpowiedniej płytce indukcyjnej lub po prostu umieszczając go w zasięgu nadajnika energii elektrycznej. Tego typu technologia ma już sprawność rzędu 40-60 proc., co jest już w miarę, jak na domowe warunki, poziomem do zaakceptowania.

Czy ta technologia może mieć również zastosowanie w motoryzacji?

Nie tylko może, ale już się ją stosuje. Tego typu nadajniki można montować w takich miejscach, gdzie elektryczne samochody stają na dłużej. W USA sprawa jest prostsza niż w Polsce, bo gros populacji mieszka we własnych domkach, które posiadają garaż. Wystarczy urządzenie ładujące zainstalować w podłodze lub w ścianie takiego garażu i po problemie. Nocą samochód ładuje się w przydomowym garażu, w ciągu dnia w garażu w miejscu pracy. Oczywiście na początek można samochód po prostu podpiąć kablem do gniazdka (stąd nazwa plug-in hybrid), ale za kilka lat wystarczy zostawić samochód w garażu i sam się załaduje.

W polskich warunkach jest trochę trudniej, bo większość z nas trzyma swoje samochody po prostu pod blokami.

Jak rozwiązać ten problem?

Tu jest kolejny ciekawy, nowy pomysł. Ostatnio wystartowała firma, która się nazywa Project Beter Place i która postanowiła okablować infrastrukturą dla samochodów elektrycznych całą Danię i cały Izrael, tworząc specjalne parkingi, na których samochody elektryczne lub hybrydowe będzie można doładowywać. Pod koniec marca tego roku tego typu sieć ruszyła w Danii. I funkcjonuje.

Ta firma ma zresztą dalej idące założenia. Przyjęła bowiem, że ludzie nie będą posiadać na własność samochodów elektrycznych. Zamiast tego to firma Project Beter Place będzie właścicielem takich samochodów i to ona będzie te pojazdy udostępniać klientom, zajmując się ich utrzymaniem, naprawą itp. Użytkownicy zaś będą płacić wyłącznie za wykorzystane paliwo, czyli prąd. Model ten jest zbliżony do sposobu, w jaki operatorzy komórkowi sprzedają usługi swoim klientom - telefon często jest za darmo lub symboliczną złotówkę, a płaci się wyłącznie za korzystanie z sieci telekomunikacyjnej.

Zasadniczym problemem był kiedyś zasięg samochodów napędzanych prądem. Jak to jest teraz?

Także w tym obszarze nastąpiły zasadnicze zmiany. Najbardziej dzisiaj znany samochód elektryczny, czyli Tesla Roadster, ma około 350 km zasięgu. To jest tyle, ile można przejechać na prawie pełnym baku w samochodzie z silnikiem spalinowym.

Ale to są wciąż auta elektryczne pierwszej generacji. Osiągi będą się stale poprawiać, myślę, że można założyć tempo 5-10 proc. rocznie - ekstrapolując postępy w obszarze akumulatorów dla sprzętu elektronicznego. W takiej sytuacji za 15 lat zasięg przeciętnego samochodu na prąd powinien sięgnąć przynajmniej 730 km. To przy założeniu zaledwie 5-proc. rocznego wzrostu wydajności, a to niezwykle konserwatywne założenie.

Jednak tego typu projekty, jak opisany przez Pana duński przykład, to dopiero pierwsze jaskółki. Ile może potrwać proces odchodzenia czy odwracania się świata od ropy naftowej?

Przynajmniej 15, być może 20 lat. Ale gdy już

się zakończy, ceny ropy naprawdę bardzo silnie spadną.

Do jakiego poziomu?

To bardzo trudno powiedzieć, ale ja bym się nie zdziwił, gdyby stopniowo ceny ropy stały się

dramatycznie niższe. Nie zdziwiłbym się nawet wtedy, gdyby baryłka ropy kosztowała tylko kilka USD.

Trzeba jednak chyba brać pod uwagę, że jeśli przechodzimy na energię elektryczną, to wzrosną ceny węgla i gazu, bo to one są podstawowymi surowcami wykorzystywanymi do produkcji

prądu.

Niekoniecznie, bo kolejny trend, który został wywołany przez rosnące ceny ropy naftowej, to powrót do energetyki atomowej.

W Niemczech jest dokładnie odwrotnie. Niemcy właśnie się wycofują z energetyki atomowej.

Niemcy są faktycznie pewnego rodzaju

zaburzeniem tego trendu. Ale popatrzmy na Francję, USA, a nawet na Polskę. Kto by

pomyślał, że w Polsce, która była przecież

blisko Czarnobyla i przeżyła tę awarię sprzed prawie 25 lat, będzie przyzwolenie społeczne na wybudowanie elektrowni atomowej. Badania pokazują, że ponad 50 proc. Polaków byłoby w stanie zaakceptować postawienie w Polsce tego typu reaktora. Oczywiście na razie politycznie poprawniej jest wybudować "polską"

elektrownię na Litwie, choć w przypadku wystąpienia awarii, co - chciałbym to wyraźnie podkreślić - przy nowoczesnych reaktorach jest skrajnie mało prawdopodobne, nie ma żadnego znaczenia.

Ponadto rośnie zainteresowanie odnawialnymi źródłami energii, ponieważ - dzięki wysokim cenom ropy naftowej - ich wykorzystanie staje się w końcu opłacalne.

Jeśli ten zarysowany przez Pana scenariusz faktycznie ma się spełnić, to co się stanie z takimi koncernami, jak BP, Shell czy nawet nasz Orlen? Węgierski koncern paliwowy MOL został niedawno partnerem energetycznego CEZ-u z Czech. Czy to jest ten właściwy kierunek?

Partnerstwo MOL-a z CEZ-em wynika z bardzo wielu czynników, ale niekoniecznie z tego, o czym teraz rozmawiamy. Czy ono ma sens, czy nie, to jest temat na oddzielną dyskusję. Sądzę, że generalnie tego typu działanie ze strony firm paliwowych miałoby sens.

Koncerny naftowo-gazowe powinny już zacząć się zastanawiać, co spełnienie się takiego właśnie scenariusza oznaczałoby dla nich.

I na przykład BP to chyba robi?

BP to robi, Shell również. Także polskim firmom wypadłoby powoli zacząć się przeorientowywać. Gdyby spełnił się scenariusz gwałtownego spadku zapotrzebowania na paliwa naftowe, wtedy może się okazać, że niekoniecznie wszystkie funkcjonujące rafinerie są nadal potrzebne. Mówimy tu raczej o perspektywie 20 lat,

nie krótszej. Wtedy niektóre rafinerie w ogóle wypadną z gry, a pozostałe będą działać na znacznie mniejszych obrotach niż dotychczas. Przy gwałtownym spadku cen samej ropy zawęża się marża rafineryjna i produkcja benzyny oraz innych produktów staje się mniej opłacalna. Rafineria, żeby wypracowywać zysk, musi więc być ultraefektywna.

Kłopotem zaczynają też być stacje benzynowe, a dokładniej ich liczba.

Oczywiście. Spora ich część stanie się po prostu niepotrzebna, szczególnie w miastach. Także całe sieci przesyłowe, szczególnie zaś rurociągi produktowe, okazują się zbędne. Podobnie z infrastrukturą do składowania paliw.

Co mogą i powinny w tej sytuacji robić koncerny paliwowe?

Dzięki ostatnim wzrostom cen ropy koncerny, szczególnie zaś te z nich, które wydobywają surowce, są w dobrej sytuacji finansowej. Powinny to wykorzystywać, aby przejmować firmy związane z wytwarzaniem i dystrybucją energii lub przynajmniej łączyć się z nimi. Mogą także reorientować się na nowe obszary działalności, np. związane z sieciowym handlem detalicznym. Ich doświadczenie logistyczne w tym zakresie byłoby bardzo wartościowe.

Gdyby wszystko to, o czym Pan mówił, miało się ziścić, to co to będzie oznaczać dla takich krajów, jak Rosja czy państwa arabskie?

Tragedia! Szczególnie dla krajów arabskich, które teraz masowo wyrzucają pieniądze w błoto, inwestując w zupełnie księżycowe projekty, choćby wielki, kryty stok narciarski w Dubaju.

Owszem, są już zarówno na Bliskim Wschodzie, jak i w Rosji pomysły na dywersyfikacje gospodarki. Jednak na razie efektów tych poczynań nie widać. Jeżeli gospodarki tych państw się nie zdywersyfikują, kraje te może czekać stagnacja. Rosja może przetrwać dłużej, korzystając z zasobności w surowce wykorzystywane w elektroenergetyce, takie jak gaz czy uran.

Jakie są, Pana zdaniem, szanse na to, żeby taki albo bardzo podobny scenariusz faktycznie siź

ziścił?

Bardzo duże! I im dłużej ceny ropy będą po

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy