1,85 mld zł - takim ujemnym wynikiem zamknął się budżet państwa po pięciu miesiącach tego roku. Jeszcze na koniec kwietnia saldo było dodatnie i wynosiło 601 mln zł. W tym roku jedynie po marcu finanse państwa zanotowały minimalny niedobór, mimo że ustawa budżetowa zakłada na koniec roku deficyt 27,1 mld zł.

Z opublikowanych wczoraj przez Ministerstwo Finansów danych wynika, że dochody budżetu sięgnęły 108,8 mld zł, wydatki - 110,6 mld zł. W porównaniu z 2007 r., zastanawia mniejsze zaawansowanie wpływów w porównaniu z planem. W podobnym okresie przed rokiem odsetek wykonanych dochodów do zaplanowanych wynosił 42,8 proc. Teraz współczynnik ten jest mniejszy i wynosi 38,6 proc. Mniejsze jest także zaawansowanie wydatków - 35,8 proc., wobec 39,5 proc. przed rokiem. Na problem ambitnie założonych wpływów podatkowych posłowie koalicji, jak i sam minister finansów zwracali uwagę podczas piątkowej debaty nad wotum nieufności dla Jana Vincenta-Rostowskiego. Ekonomiści oceniają, że kłopoty mogą się pojawić raczej w przyszłym roku. - Przez ostatnie lata pojawiał się zarzut, że rząd zakłada zbyt wysokie dochody. Rzeczywistość gospodarcza okazywała się łaskawa. W tym roku widać pierwsze problemy. Ale poważnego spadku dochodów można oczekiwać dopiero w przyszłym roku, wraz ze słabszą koniunkturą i obniżeniem stawek PIT. Okaże się wtedy, czy zakładana przez rząd 10-proc. dynamika wpływów podatkowych jest realna - mówi Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.