Wyniki największej firmy z Wall Street pokazały inwestorom, że kryzys kredytowy nie musi być przeszkodą do notowania wysokich zysków przez instytucje finansowe. Goldman Sachs zarobił od marca do maja, w swoim II kwartale obrachunkowym, 2,09 mld USD, tylko o 11 proc. mniej niż rok temu.
Analitycy przewidywali dużo większy spadek. Prognozowali zysk 3,42 USD w przeliczeniu na jedną akcję, podczas gdy faktycznie wyniósł on 4,58 USD. Rok temu, gdy na rynkach panowała jeszcze doskonała koniunktura, zysk wynosił 4,93 USD na papier. Taki obrót spraw bardzo ucieszył inwestorów, akcje Goldmana zyskały wczoraj przeszło 2 proc. Goldman wypadł dużo lepiej niż jego mniejszy konkurent Lehman Brothers, który w swoim II kw. miał aż 2,8 mld USD strat (informował o tym w poniedziałek). Nie mówiąc już o Bear Stearns - gdyby nie zorganizowane w marcu przejęcie przez JP Morgana, nie uniknąłby on bankructwa. Przyczyną lepszych wyników Goldmana na tle branży, także w poprzednich okresach, jest przede wszystkim jego mniejsze zaangażowanie na rynku amerykańskich kredytów hipotecznych. Co prawda Goldman nie uciekł zupełnie przed stratami spowodowanymi przeceną obligacji opartych na takich kredytach (jak również innych instrumentach o stałym dochodzie), ale nie były one wielkie. Z handlu surowcami, usług brokerskich czy zarządzania aktywami bank odnotował zaś wysokie wpływy. - Goldman skorzystał z problemów innych banków inwestycyjnych. W ciężkich czasach ludzie mają tendencję do korzystania z usług firm finansowych, które są silniejsze - komentowali wczoraj analitycy. Ale i to nie do końca zrekompensowało spadek koniunktury. W II kwartale przychody Goldmana Sachsa zmniejszyły się o 7,5 proc. i wyniosły 9,4 mld USD.
Bloomberg