Już blisko miesiąc minął od ustanowienia przez S&P 500 tegorocznego dołka. Od tego czasu indeks zyskał 7,4 proc. Zazwyczaj siłę dotychczasowego trendu można ocenić po tym, jak mocne są występujące w jego trakcie korekty. Stąd nasuwa się naturalne pytanie, jak ocenić obecny ruch zwyżkowy. Czy można go traktować jako zapowiedź lepszych czasów, czy jest to typowy wzrost w trwającej od ubiegłego roku bessie.
Do ostrożności przy ocenie ostatnich giełdowych tygodni skłania to, że od jesieni 2007 r. dwukrotnie występowały zwyżki o takiej lub większej sile niż aktualna. Nie wystarczały one do odwrócenia niekorzystnej tendencji. Jednocześnie poprawa koniunktury pozwoliła odrobić dopiero zaledwie 38,2 proc. wcześniejszej fali spadkowej. To dobrze pokazuje proporcje między poszczególnymi ruchami na amerykańskiej giełdzie.
Najbardziej w obecnym wzroście martwi sekwencja obrotów, które systematycznie maleją od połowy lipca. To element charakterystyczny dla ruchów korekcyjnych. Z gasnącą wraz ze zwyżką indeksu aktywnością inwestorów mieliśmy do czynienia także podczas wcześniejszych zwyżek. Na plus amerykańskiej giełdy przemawia duża liczba zwolenników dalszego spadku. Z ankiety Investors Intelligence wynika, że choć jest ich obecnie mniej niż w II połowie lipca, kiedy to zbliżała się do 50 proc., to i tak znacznie powyżej przeciętnej. Ciekawie przebiega tygodniowy MACD, który od dołu zbliża się do średniej. Jej przecięcie pozwalałoby mówić o powstaniu pozytywnej dywergencji, co stanowiłoby wstęp do zakończenia bessy. Podobnie jest z linią A/D, obrazującą liczbę rosnących i spadających akcji w danym okresie. Średnia z ostatnich 4 tygodni osiągnęła poziom, przy którym kończyły się poprzednie odbicia.
Z obu tych obserwacji wynika, że dalsza zwyżka będzie sygnałem mogącym zapowiadać trwalszy ruch w górę. O ile nie zakończenie bessy, to przynajmniej rozpoczęcie korekty całych wielomiesięcznych zniżek. To wyprowadziłoby S&P 500 przynajmniej do 1350 pkt.