Panaceum na kryzys

Czy rząd USA uratuje rynki? Być może w obliczu niespotykanych zagrożeń podjęta przezeń gra jest warta świeczki. Ale z radością na razie nie należy przesadzać

Aktualizacja: 26.02.2017 12:31 Publikacja: 23.09.2008 07:43

Czytam od lat, że Stany Zjednoczone są wyjątkowo zadłużonym krajem, a Amerykanie żyją wprawdzie w dobrobycie, ale na kredyt. I że prędzej czy później muszą za to zapłacić. Za część tej zapłaty uznano trwający kryzys finansowy - jako dość oczywisty skutek wcześniejszego rozpasania. Ponieważ jednak przybrał on dramatyczne rozmiary, zagrażając nie tylko amerykańskiej, ale i światowej gospodarce, a może w ogóle zagrażając gospodarce takiej, jaką znamy z ostatnich dziesięcioleci, rząd USA ima się przeróżnych sposobów, by wesprzeć rynki.

W zestawie jego narzędzi oraz w arsenale Fedu są nie tylko obniżki stóp procentowych (przyczyniające się do kreacji pieniądza), bezpośrednie pompowanie - przy współudziale innych banków centralnych - do systemu finansowego dziesiątek i setek miliardów dolarów (pod zastaw i takich aktywów, na które dawniej bankierzy nie chcieliby nawet spojrzeć), ale też akcje ratunkowe, polegające na przejmowaniu udziałów i pożyczaniu wielkich kwot upadającym komercyjnym molochom. Pomińmy kwestię, jak wiele ma to wspólnego z wolnym rynkiem. Nikt się o to specjalnie nie martwi, wiedząc, że liberalne dogmaty są mniej istotne niż realna zapaść i realne problemy, do których kryzys prowadzi.

Tych, którzy mieli dotąd wątpliwości co do rozmiaru załamania i potencjalnego ryzyka z nim związanego, nadzwyczajność i skala podjętych dotąd i planowanych działań powinny ostatecznie przekonać.

Upadłość nawet tylko kilku finansowych gigantów mogłaby wywołać lawinę, której skutki trudno sobie wyobrazić. Skoro jednak strach ma wielkie oczy, czemu miałbym nie widzieć oczyma wyobraźni kolejek przed bankami nie tylko w USA, ale i w Europie? Kolejek wywołanych paniką i choćby irracjonalnymi obawami. To nic, że teraz upadają banki inwestycyjne. Każdy gdzieś finansuje swoją działalność. Brak płynności lub niespodziewane bankructwo cenionego dotąd partnera mogłoby zachwiać najpotężniejszym gospodarczym organizmem, który niewiele miał wspólnego z kredytami hipotecznymi. Rynek to system naczyń połączonych - czy m.in. nie dlatego zdecydowano się ratować AIG? Teraz mowa jest o kompleksowych rozwiązaniach zamiast incydentalnych akcji - o stworzeniu specjalnego państwowego funduszu na przejęcie ryzykownych aktywów. Wygląda to jak próba zapanowania nad chaosem. Jako też akt rozpaczy: państwo, ostatnia instancja, bierze wszystkie kłopoty (no, może jednak nie wszystkie, Lehman Brothers jest przecież jakąś przestrogą) na siebie, a potem będzie się martwić o konsekwencje. Budżet USA zamierza przeznaczyć na to 700 mld dolarów, a więc wielokrotność ogromnych kwot wydanych ostatnio na ratowanie AIG czy Freddie Mac i Fannie Mae.

Program ratunkowy wymaga bardzo szczegółowej analizy. Na razie rzuca się w oczy stwierdzenie, że zagrożone aktywa mają być kupowane na warunkach rynkowych. To oznacza chyba, że jeśli są niewiele warte, ich właściciele otrzymają niewielką zapłatę. Może to czasowo poprawić ich płynność, ale nie wycenę portfeli.

Zwróćmy też uwagę, że wszystkie zastosowane dotąd przez administrację metody można opisać jedną dawną zasadą medyczną - podobne lecz podobnym. Zadłużona Ameryka ma się zadłużyć chyba jeszcze bardziej, ewentualnie dodrukować pieniędzy. Na dodatek po to, by zapewne zmarnować znaczną ich część. Nie łudźmy się: bez względu na cenę, część przejętych przez państwo aktywów okaże się bezwartościowa. Być może gra jest warta świeczki w obliczu niespotykanych zagrożeń. Jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że rachunek, który Amerykanie mieli zapłacić, może niepomiernie wzrosnąć. Być może w przyszłości poradzą sobie z nim, decydując się na przykład na bezprecedensowe oszczędności, rygorystyczną politykę fiskalną i monetarną etc., ale przecież i to ma swoją cenę. Rynki finansowe zareagowały w piątek tak, jakby administracja rządowa znalazła panaceum na wszystkie trapiące gospodarkę kłopoty. Tymczasem wydaje się, że jest to raczej lekarstwo o działaniu jedynie przeciwzapalnym i przeciwgorączkowym (choć akurat na giełdach spowodowało prawdziwy skok temperatury), którego skutki uboczne nie do końca jeszcze rozpoznaliśmy. To, że działania ratunkowe są podejmowane, jest powodem do optymizmu. Ale biorąc pod uwagę wspomniane koszty i oceniając rzeczy w dłuższej perspektywie, należy uważać, aby z radością nie przesadzić.

Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy
Gospodarka
„W 2024 r. surowce podrożeją. Zwyżki napędzi ropa”
Gospodarka
Szef Fitch Ratings: zmiana rządu nie pociągnie w górę ratingu Polski
Gospodarka
Czy i kiedy RPP wróci do obniżek stóp?
Gospodarka
Złe i dobre wieści przed COP 28