Weekendowa Analiza Futures

Aktualizacja: 12.02.2017 05:34 Publikacja: 28.09.2008 14:26

"Ceny akcji spadają w obawie o plan", "ceny akcji rosną w nadziei na

uchwalenie planu", "cena ropy spada w związku z obawami, że plan nie

zostanie uchwalony, a gospodarka amerykańska pogrąży się w recesji i

spadnie popyt na ropę", "cen ropy skoczyła w górę, bo szanse na uchwalenie

planu wzrosły, co może pomóc gospodarce, a konsekwencji podnieść popyt na

ropę". Tu plan, tam plan, wszędzie plan plan, ija ija ooo!

Plan ratunkowy autorstwa tandemu Bernanke/Paulson stał się wytrychem do

tłumaczenia wszelkich ruchów na rynkach finansowych. Inne czynniki

przestały być ważne. Przynajmniej dla tych, którzy piszą komentarze. Ich

zdaniem publika śledzi z zapartym tchem przebieg prac mających na celu

zamianę propozycji szefa Fed i szefa Departamentu Skarbu w prawo. Jest to

spore uproszczenie rzeczywistości, by nie powiedzieć ignorancja. Fakty są

bowiem takie, że już w momencie pojawienia się propozycji w Kongresie było

wiadomo, że zostanie ona przegłosowana. Mimo wielu zastrzeżeń natury

prawnej, doktrynalnej, czy czysto praktycznej, nikt nie wymyślił lepszej

propozycji, która znalazłaby przychylność większości parlamentarzystów.

Politycy są postawieni pod ścianą, a te targi to raczej pozory, by nie być

posądzonym o to, że w ciemno przyjmują propozycję gościa, który chce mieć

pod swoją ręką setki miliardów dolarów. 166 ekonomistów napisało list z

apelem o wolniejsze prace i głębszą analizę propozycji, ale na to po

prostu nie ma czasu. To tylko potwierdza dramatyzm sytuacji. Docierające w

niedziele informacje o tym, że plan jest już prawie dogadany i pewnie

popołudniu będzie ogłoszony jako gotowy do głosowania nie są więc wielkim

zaskoczeniem. Plan przejść musi, bo nikt nie ma pomysłu na to, jak

zaradzić kryzysowi i przynajmniej w ten sposób można wykazać, że chciało

się pomóc. Jak się nie powiedzie, to można będzie winę zwalić na Paulsona,

że mógł coś tam zrobić inaczej.

Do samego planu jest mnóstwo zastrzeżeń. Zapowiada się, że będzie to

znaczna ingerencja w mechanizmy rynkowe, co samo w sobie dla wielu jest

nie do przyjęcia. Prawda jest taka, że teraz bez tej ingerencji raczej się

nie obejdzie, a wcześniej należało się ich powstrzymywać. Ostatnio

Prezydent Francji zasugerował, że należy ponownie przemyśleć ideę

kapitalizmu i twierdzenie o słuszności wolnego rynku, który sam się

reguluje. Jako przykład błędu tego podejścia podaje właśnie obecną

sytuację na rynku finansowym w USA. O ile dyskusja na temat modeli

gospodarek zawsze jest ciekawa, to stawianie sprawy w ten sposób jest z

gruntu fałszywe. Sarkozy sugeruje bowiem, że obecne problemy są skutkiem

działania wolnego rynku i liberalizmu, że podmioty finansowe same się

wpędziły w taki zaułek. Moim zdaniem jest wręcz odwrotnie. Wcześniejsze

ingerencje państwa i jego instytucji zaburzyły mechanizm rynkowy.

Podstawowym błędem jest bowiem przeświadczenie, że możliwy jest

długotrwały wzrost gospodarczy bez choćby krótkotrwałych zaburzeń.

Niestety gospodarka rozwija się cyklicznie. Falowanie jest naturalnym

procesem tak w skali mikro, jak i makro. Zatem wysiłki poprzedników w celu

ratowania rynków przed załamaniami spowodowały, że uczestnicy rynków

zatracili instynkt samozachowawczy. Zwierze wychowane w niewoli nie

poradzi sobie w środowisku naturalnym. Nie spodziewa się aż takich

zagrożeń, popełnia podstawowe błędy i szybko pada łupem drapieżcy lub

ginie z głodu. Wychowanie w środowisku bezpiecznym go demoralizuje i

skrzywia obraz rzeczywistości. Zatem to nie brak ingerencji w rynek jest

powodem obecnego załamania, ale demoralizacja uczestników tego rynku

wynikająca zna ich podstawie

papiery dłużne. Dlaczego dopuszczono, by dwie spółki skupiły na sobie

niemal połowę całego rynku hipotek? Przecież to było oczywiste, że żadna z

nich nie może upaść, gdyż spowodowałoby to załamanie rynku. Wiedzieli to

także uczestnicy rynku finansowego wyceniając obligacje bliźniaków niemal

na równi z papierami skarbowymi. Inwestorzy byli bowiem przekonani, że

ewentualne problemy obu spółek zaktywizują państwo, co zresztą miało

niedawno miejsce. Wymuszona została nacjonalizacja. A gdyby już wcześniej

rynek był rozdrobniony na powiedzmy kilkanaście mniejszych podmiotów, to

upadek jednego czy dwóch nie załamałby całego rynku. Zresztą nie byłoby

też tej pewności co do akcji państwa, a więc i sam rynek zachowałby się

inaczej, co wpłynęłoby na poziom ekspansji kredytów hipotecznych. Skutków

mogło być znacznie więcej. Jeśli państwo pozostaje jedynie w roli nadzorcy

i regulatora, by mechanizm rynkowy nie został zachwiany, to skutki

ewentualnych błędnych decyzji ruguje sam rynek. Jeśli państwo wchodzi w

rolę gracza na rynku to kończy się to tak jak obecnie. Można się

zastanawiać, jakie będą skutki w przyszłości wprowadzenia planu

ratunkowego. Co musi się stać, by uczestnicy rynków otrzeźwieli i ponownie

zaczęli kalkulować realne ryzyko swojej działalności, a nie z góry

zakładać, że w razie problemów ponownie pojawi się Fed z miliardami

dolarów.

Rynek akcji ostatnio oddycha z ulgą. Pojawiają się znowu teksty o tym, że

najgorsze jest już właściwie za nami. Co miało upaść, to już upadło, bądź

zostało przejęte, a plan ratunkowy zbierze z rynku śmierdzący kożuch złych

kredytów hipotecznych, dzięki czemu sam rynek ponownie się dotleni gotówką

i powróci zaufanie między podmiotami, stopy procentowe spadną i wszystko

wróci do normy. Prawda, że to piękna perspektywa? Została jeszcze

gospodarka, o której jakby w ostatnich dniach się zapomniało. Dane z

ubiegłego tygodnia nie są pocieszające. Radość z wyższego tempa wzrostu w

II kw. jaka pojawiła się po pierwszej rewizji danych, zniknęła po drugiej

rewizji danych. PKB w II kw. rósł w tempie 2,8 proc., a nie jak

przypuszczano 3,4 proc. Struktura znacząco się nie zmieniła. Słabszy popyt

wewnętrzny był wspierany przez wynik w handlu zagranicznym. W kolejnych

kwartałach będzie już gorzej. III kw. oczekiwany jest jeszcze na plusie,

ale IV kw. i I kw. przyszłego roku mogą przynieść zmniejszenie się

amerykańskiego gospodarki.

IV kw. bieżącego roku będzie także kiepski dla polskiego PKB, choć

oczywiście wymiar jest tu inny. Chodzi tu o zagrożenie spadku tempa

wzrostu PKB w pobliże 4 proc., co w porównaniu z amerykańskimi problemami

jest wynikiem wyśmienitym. Właśnie ten utrzymujący się niezły wzrost oraz

atrakcyjne wyceny polskich akcji mierzone wskaźnikiem C/Z skłaniają cześć

obserwatorów rynku do stwierdzeń, że bessa dobiega końca. O końcu spadków

słyszeliśmy już wiele razy. Pewnie któryś z podobnych momentów faktycznie

będzie tym, który okaże się ostatecznym minimum trendu. Jednak opieranie

się jedynie na ocenach wskaźnika C/Z jest może atrakcyjne z punktu

widzenia inwestycji na wiele lat, ale czy faktycznie mamy taki horyzont

inwestycyjny? Ubiegłotygodniowe zakupy Buffetta rozbudziły nadzieję, że to

pierwsze oznaki możliwej poprawy sytuacji w USA. Takimi oznakami są też

przecież przejęcia dokonane przez BoA, czy JP Morgan. Warto jednak

pamiętać, że żadna z tych spółek nie dokonuje tych zakupów w celu

spekulacyjnym, a to zupełnie zmienia optykę tych ruchów. Owszem, jeśli

ktoś ma zamiar odkładać na emeryturę, to być może jest to dobry okres do

powolnego bPytanie, czy w punktu

widzenia okresu np. 20-lat ma to znaczenie? Raczej nie, ale ma z punktu

widzenia spekulantów, którzy zarabiają na zmianach cen akcji w horyzoncie

kilku dni, tygodni, czy nawet miesięcy. Na takie zakupy jest chyba zbyt

wcześnie. Odbicie od dołka jest zbyt małe, by już odtrąbić koniec bessy, a

skoro nie można tego odtrąbić to znaczy, że ta bessa jeszcze trwa, a skoro

trwa, to zakup akcji nie jest wskazany.

Kamil Jaros

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy