Aż o 6 pkt proc., do 18 proc., podwyższył wczoraj główną stopę procentową bank centralny Islandii. To posunięcie, mające wesprzeć walutę i powstrzymać nieco inflację, jest warunkiem wypłaty 2,1 mld USD pomocy z kasy Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

Decyzja jest dość zaskakująca, zwłaszcza że niespełna dwa tygodnie wcześniej bank centralny (Sedlabanki) koszt kredytu znacząco obniżył - z 15,5 do 12 proc. Tamten ruch był podyktowany chęcią przyspieszenia wzrostu gospodarczego.

Ekonomiści nie sądzą, żeby wyższe stopy mogły faktycznie zwiększyć atrakcyjność islandzkiej korony, ostro przecenionej w wyniku niedawnych spekulacji o niewypłacalności tamtejszego systemu finansowego. - Inwestorzy wycofują się z wszelkich aktywów na rynkach wschodzących i w takim otoczeniu Islandia jest bardzo podatna na zawirowania. Sześć procent to niewiele, gdy waluta spada np. o 15 proc. - komentuje Henrik Gullberg z oddziału Deutsche Banku w Londynie.

Islandia ma dostać pomoc z MFW w przyszłym tygodniu. Dodatkowo stara się o 4 mld USD pożyczek od Szwecji, Norwegii i Danii. Prośby o pomoc zostały skierowane również do Europejskiego Banku Centralnego oraz Fedu.

W wyniku kryzysu finansowego sytuacja islandzkiej gospodarki stała się katastrofalna. MFW szacuje, że tamtejszy PKB w przyszłym roku skurczy się o 10 proc., a ekonomiści przewidują możliwość wystąpienia bardzo wysokiej inflacji, sięgającej nawet 75 proc.