Zakłady Azotowe Kędzierzyn będą prawdopodobnie kolejną spółką, która zweryfikuje plany i nie zadebiutuje w tym roku na warszawskiej giełdzie. Być może papiery ZAK-u nie pojawią się na parkiecie również w przyszłym roku, bo spółka w ogóle może nie trafić na GPW.
Zakłady podążają wprawdzie nadal drogą wiodącą na giełdę, ale wydaje się, że robią to z coraz mniejszym przekonaniem. Na przykład o złożeniu prospektu emisyjnego w Komisji Nadzoru Finansowego spółka poinformowała dopiero tydzień po tym fakcie.
Mniejsze oczekiwania
Prezes ZAK-u Krzysztof Jałosiński zaledwie przed trzema tygodniami deklarował w rozmowie z "Rzeczpospolitą", że jego firma wejdzie na giełdę tylko wtedy, gdy będzie w stanie pozyskać z emisji planowane 500 mln zł. Wyjaśniał, że zakłady nie muszą za wszelką cenę wchodzić na GPW, ponieważ pozyskały już fundusze potrzebne na inwestycje. Spółka kilka tygodni wcześniej pożyczyła od konsorcjum banków kwotę 400 mln zł.
Teraz mówi się, że ZAK mógłby zaakceptować znacznie mniejsze wpływy. Jakie? Na to pytanie prezes Jałosiński nie odpowiada. Dodaje tylko, że obecna wycena przedsiębiorstwa powinna uwzględniać wszelkie modernizacje, jakie w ostatnich latach przeprowadzono. Dlatego teraz Kędzierzyn jest wart istotnie więcej, niż przed czterema laty oferował za tę spółkę koncern PCC. Przypomnijmy, że zgodnie z porozumieniem, jakie zarejestrowana w Niemczech firma podpisała z Naftą Polską, za 80 proc. akcji ZAK-u miała zapłacić ponad 100 mln zł. Ponadto na inwestycje w zakładzie zobowiązała się wydać kolejne 360 mln zł. Do transakcji jednak nigdy nie doszło, bo rząd PiS wycofał się z umowy z PCC. Według naszych informacji, Kędzierzyn zadowoliłby się teraz pozyskaniem z emisji tylko 300 mln zł. Nie wiadomo jednak, czy i taką kwotę uda się w obecnej sytuacji ściągnąć z rynku. Dlatego wariant zakładający debiut giełdowy przestał już być priorytetowy. Zresztą głosy wzywające do wstrzymania giełdowych planów Kędzierzyna wydają się coraz liczniejsze.