Banki muszą się wykazać wyższą finezją

Andrzej Powierża, analityk Domu Maklerskiego Banku Handlowego

Aktualizacja: 23.02.2017 22:27 Publikacja: 31.12.2011 17:08

Andrzej Powierża, analityk Domu Maklerskiego Banku Handlowego

Andrzej Powierża, analityk Domu Maklerskiego Banku Handlowego

Foto: Fotorzepa, Szymon Łaszewski SL Szymon Łaszewski

Polskie banki cechuje duża stabilność. Jak długo sektor może być odporny na zawirowania na rynku europejskim?

Obawiam się przełożenia europejskich problemów na gospodarkę realną. Ekonomiści Citi i Banku Handlowego oceniają, że w Europie Zachodniej będzie recesja, a w Polsce PKB urośnie tylko o 1,9 proc. To negatywny scenariusz dla branży. W połowie przyszłego roku stopy procentowe znowu zaczną spadać, co będzie negatywnie oddziaływać na marże odsetkowe. Dodatkowo gorsza koniunktura oznacza zawiązywanie większych rezerw.

W miarę postępującego kryzysu Polacy będą jednak pewnie więcej oszczędzać. Czy banki mogą liczyć na większe prowizje od depozytów. Przykład USA pokazuje, że opłaty od prostych usług bankowych stają się coraz bardziej powszechne.

Bankom trudniej będzie sięgnąć po kolejne opłaty. Częściowo zrobiły to w 2009 r. Tym razem mamy do czynienia z rozbuchaną konkurencją cenową, zwłaszcza w zakresie bankowości internetowej. Hasłem stało się „wszystko za zero". Nagły zwrot w polityce opłat  może spowodować przyśpieszenie  migracji tych, którzy płacą prowizje, do bezkosztowych kanałów, a więc efekt odwrotny od zamierzonego przez banki.

Dlatego też banki będą musiały wykazać się wysoką finezją przy podnoszeniu opłat, podobną do tej którą demonstrują przy zbieraniu depozytów. Czasy prostego zarabiania na lokatach  skończyły się w 2008 r. Teraz banki kuszą wysokimi odsetkami, ale nie dla wszystkich i nie na każdym produkcie. Dlatego też spodziewam się, że marża odsetkowa sektora może spaść, ale do poziomu z 2010 r., a nie z 2009.

2011 r. miał być rokiem fuzji i przejęć w sektorze. Tymczasem ze sprzedaży Millennium zrezygnował portugalski BCP, przedłużają się też rozmowy dotyczące Kredyt Banku. Czy informacje, że nie ma nabywców to nie jest zły sygnał dla branży.

Problemy ze sprzedażą nie powinny dziwić. Sprzedający i kupujący są pod wpływem tych samych czynników. Straty na obligacjach niektórych państw ze strefy Euro i podnoszone wymogi kapitałowe spowodowały, że sporo podmiotów chce zbyć swoje spółki zależne, jednocześnie jednak maleje liczba chętnych na zakup. Zauważmy, że Pekao parę miesięcy temu przyglądało się KB i Millennium – ale oferty nie złożyło. Sytuacja może się zmienić, jeżeli w strefie euro zapadną jakieś konkretne rozstrzygnięcia dotyczące walki z kryzysem, co pozwoli z większym optymizmem patrzeć na rok 2013. Wtedy też przed mniejszymi bankami będą lepsze perspektywy.

Jak dotąd nie wspomniał pan o problemach związanych z dużym portfelem kredytów walutowych, który może okazać się problematyczny przy dalszym osłabieniu złotego.

Oczywiście, nie możemy tego pomijać, ale pamiętajmy, że kredyty złotowe także drożeją z uwagi na wyższy WIBOR i wciąż przeciętny kredyt walutowy jest tańszy od tego zaciągniętego w krajowej walucie. Zagrożeniem jest scenariusz, w którym będziemy mieć do czynienia ze stagflacją w światowej gospodarki, rosnącymi stopami procentowymi  w Szwajcarii. Taka sytuacja dodatkowo będzie wpływała na awersję do ryzyka i spadek kursu złotego. Ale, na szczęście, nie jest to nasz scenariusz bazowy.

Od czasu do czasu pojawiają się pomysły, aby to PKO BP wspólnie z PZU przejmowały banki, których właściciele mają problemy. Czy to realne?

PKO BP po ostatnich sporych dywidendach nie ma wystarczająco dużych zasobów kapitału, aby przeprowadzać spektakularne przejęcia. Poza tym w ostatnich kilkunastu miesiącach bank postawił mocno na rozwój organiczny i trudno oczekiwać, aby pogodził jednocześnie wysokie dywidendy, wzrost organiczny i poprzez przejęcie. W życiu nie można mieć wszystkiego. Pieniądze na przejęcia ma rzeczywiście PZU. Rodzi się tylko pytanie, czy zdecyduje się na tego typu inwestycje. Przypomnę, że kilka lat temu ubezpieczyciel miał już akcje Millennium, które sprzedał Deutsche Bankowi ze sporym zyskiem. Nie miałbym nic przeciwko temu, aby PZU znów potrafiło wykorzystać nadwyżki kapitału na tego typu inwestycje.

Na giełdzie coraz więcej jest spółek skupujących wierzytelności. Część inwestorów ocenia, że to ciekawa antycykliczna branża, która zarobi w czasie kryzysu. Czy mają rację?

Nie jestem wielkim zwolennikiem spółek które biorą ryzyko kredytowe na siebie. Skup i windykacja wierzytelności to biznes oparty na bilansie – ma tę podstawową wadę, że do wzrostu skali biznesu potrzebuje finansowania i większych kapitałów. To oznacza, po pierwsze, że spółki z branży będą miały ograniczoną skłonność do wypłaty dywidendy, a po drugie, że są narażone na ryzyka związane z pozyskaniem finansowania. Oczywiście, takie same minusy ma biznes bankowy. Banki jednak mogą finansować się na rynku depozytowym, a w sytuacjach awaryjnych liczyć na pomoc banku centralnego. Dlatego moim zdaniem spółki obracające wierzytelnościami powinny być wyceniane z dyskontem do banków.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego