Trudne półrocze przed domami maklerskimi

Z Piotrem Kozłowskim, Dyrektorem Zarządzającym Domu Maklerskiego Pekao rozmawia Przemysław Tychmanowicz

Aktualizacja: 19.02.2017 00:38 Publikacja: 30.07.2012 06:30

fot. K. Skłodowski

fot. K. Skłodowski

Foto: Archiwum

Pierwsza połowa roku nie była chyba zbyt łaskawa dla domów maklerskich. Czego można się spodziewać po wynikach branży?

Publikacja danych giełdowych wskazuje, że sama GPW miała ciężkie półrocze. Podobne zjawisko występuje również w domach maklerskich. Jest to związane z kilkoma czynnikami. Branża poniosła i wciąż ponosi wydatki inwestycyjne związane z przygotowaniami do wprowadzenia nowego systemu transakcyjnego UTP. Nakładają się na to niskie obroty giełdowe. Brakuje stymulatora, który mógłby przyczynić się do większej aktywności inwestorów. Mam tu na myśli przede wszystkim brak znaczących IPO na rynku. Do tego dochodzi utrzymujący się od dłuższego czasu trend boczny. Mamy więc kumulację niekorzystnych czynników, co z pewnością będzie widoczne w wynikach domów maklerskich za pierwsze półrocze.

To niekorzystna sytuacja nie tylko dla branży maklerskiej, ale także samych inwestorów

Biorąc pod uwagę publikacje dotyczące zeznań podatkowych za 2010 i 2011 r. nie można nie zauważyć, że w ubiegłym roku było więcej niż w 2010 zeznań wykazujących stratę. Inwestycje dokonywane przez klienta detalicznego od jakiegoś czasu mają charakter pasywny. Inwestorzy długo wyczekują na zmianę trendu. Zanika natomiast zjawisko uśredniania ceny zakupu instrumentów i to zdecydowanie definiuje ryzyko, którego klient nie chce już akceptować.

Czy w tym roku też będzie więcej inwestorów, którzy zakończą rok pod kreską?

Indeksy mogłyby wskazywać, że nie. Porównując pozycję wyjściową z początku roku do stanu obecnego, nasze wskaźniki zachowują się relatywnie dobrze na tle regionu. Osobiście jednak oceniam, że również w tym roku wielu inwestorów nie uzyska oczekiwanej stopy zwrotu z podejmowanych inwestycji giełdowych. Co prawda przewidujemy, że w przekroju całego roku indeksy będą na plusie, jednak wciąż będziemy mieli do czynienia z trendem bocznym i postawą wyczekiwania wśród inwestorów. Nie należy się więc spodziewać znaczącej poprawy aktywności. Apetyt na ryzyko klienta detalicznego będzie bardzo ograniczony, szczególnie w niepewnym otoczeniu makroekonomicznym. Nadal jednak inwestycje giełdowe powinny stanowić pozytywną alternatywę do innych instrumentów – w tym prostych produktów oszczędnościowych. Wszystko w tym przypadku zależy od akceptowalnego przez inwestora ryzyka i horyzontu inwestycji. Rynek w mojej ocenie wymaga większej świadomości od inwestorów.

Pojawiają się opinie, że przy tak niskiej aktywności inwestorów warto pomyśleć o skróceniu sesji. Czy byłby to dobry pomysł?

Środowisko głośno komentowało zmiany godzin handlu. Cały proces wiązał się z nowymi systemami pracy maklerów. Osobiście jednak uważam, że dzisiaj skracanie godzin handlu nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Domy maklerskie poradziły sobie ze zmianami organizacyjnymi, ukształtowały poziom kosztów osobowych. Wydaje mi się, że w obecnej chwili skracanie sesji nie przełoży się na rentowność branży brokerskiej. Należy jednak pamiętać, że zupełnie inaczej sytuacja ta wygląda w przypadku bankowych biur maklerskich, domów maklerskich funkcjonujących w formie spółki, czy też podmiotów inwestycyjnych, korzystających z sieci agencyjnych. Dlatego zdania mogą być podzielone i szanuję opinie środowiska. Cały okres nie wykazał jednoznacznie osiągnięcia wartości dodanej dla środowiska – opinie mówiące o zmniejszeniu się liczby zleceń w trakcie dnia w mojej ocenie są uprawnione. Ważnym elementem jest również specyfika prowadzonej działalności w obszarze rynków zagranicznych – te podmioty, które są aktywne w tych obszarach mogą w mniejszym stopniu odczuwać zmiany w obszarze godzin sesyjnych. Rozwój zdalnych kanałów obsługi w dłuższym horyzoncie też będzie wpływał na opinie środowiska w tym zakresie.

Gdzie więc branża możne szukać oszczędności?

Obserwujemy, że coraz częściej domy maklerskie decydują się na zamykanie sieci własnej i przekazywanie funkcji agentowi podmiotu inwestycyjnego. Na pewno jest to pole, gdzie w przyszłości będzie następowało obniżenie kosztów. Drugi obszar to rozwój zdalnych kanałów dystrybucji. W szczególności obserwujemy rozwój platform mobilnych. Rozwój różnych form obsługi inwestorów i coraz bardziej zaawansowane narzędzia mogą wpływać na obniżenie kosztów, ale w pierwszym okresie bez wątpienia wymagają poniesienia nakładów. Kolejny obszar to uniwersalizm podmiotów inwestycyjnych. Rozumiem przez to rozwój oferty produktowej, który pozwala na eliminowanie nieefektywności, wynikającej z koniunktury danego rynku.

Wciąż jednak domy maklerskie ponoszą koszty związane z wprowadzaniem nowego systemu transakcyjnego?

Zgadza się. Projekt jest wielowarstwowy. UTP to tylko hasło. Tak naprawdę stoi za nim szereg rozwiązań informatycznych, systemu dystrybucji informacji giełdowej, hurtowni danych. Szacujemy, że w naszym domu maklerskim koszty wprowadzenia wszystkich zmian wyniosą około kilku mln zł.

Czy nie będzie opóźnień w wprowadzeniu nowego systemu?

Środowisko maklerskie przyzwyczaiło się do daty 2 listopada. Oczywiście występują pewne problemy jak przy każdym dużym i skomplikowanym projekcie. Tempo prac definiowane terminem startu UTP wymaga od nas kolejnych coraz bardziej złożonych testów, które, poza bieżącą pracą, zajmują bardzo dużo czasu, a do tego angażują pracowników z wielu obszarów – w tym również spoza IT. Osobiście jednak uważam, że nowy system ruszy zgodnie z terminem. Jestem przekonany, że będziemy do tego dobrze przygotowani, choć ryzyk nie można wykluczyć.

Jakie korzyści UTP daje krajowym domom maklerskim?

Poza pojawieniem się nowego typu zleceń, nowymi funkcjonalnościami związanymi z handlem algorytmicznym jest to wyrównanie standardu względem oferty zagranicznych podmiotów. Warset miał swoje ograniczenia i utrzymywanie tego systemu nie dawało możliwości wprowadzania nowych rozwiązań. UTP jest na tyle otwartym systemem, że już na samym początku daje nowe możliwości, a podejrzewam, że kolejne lata przyniosą jego dalszy rozwój i sprawią, że ten system będzie coraz ciekawszy dla wszystkich.

Nowy system może umocnić jednak pozycję zdalnych członków giełdy

Oczywiście jest taka obawa. Na początku na pewno zdalni członkowie będą mieli przewagę nad krajowymi domami maklerskimi. Uważam jednak, że nie sam system, a atrakcyjność rynku będzie decydowała o tym, czy będzie postępowało umocnienie zdalnych członków giełdy. System nie tworzy przewagi konkurencyjnej. Udział zdalnych członków giełdy w obrotach rośnie, ale statystki giełdowe pokazują, że na innych rynkach ich udział wynosi około 50 proc. Uważam, że w przyszłym roku do tego poziomu zbliżymy się również na warszawskiej giełdzie – głównie poprzez mocną pozycję naszego rynku w Europie Środkowo-Wschodniej. W miarę nabywania doświadczeń różnice pomiędzy zdalnymi członkami GPW, a krajowymi podmiotami będą się zacierały. Wierzę w kompetencje i lepsze rozumienie/rozpoznanie lokalnego rynku przez podmioty krajowe.

Czyli znowu mocny cios w krajową branżę brokerską

I tak, i nie. Zagraniczne domy maklerskie na pewno mają doświadczenie z UTP i to daje im pewną przewagę, jednak jest to także szansa dla nas. Pojawia się okazja na poprawę płynności giełdy. Większy udział handlu algorytmicznego, czy też zdalnych członków zwiększy płynność, a tym samym wykreuje większy obrót, co z kolei da nowe możliwości dla naszych klientów. Przewiduję, że w początkowym okresie przewaga będzie po stronie podmiotów zdalnych.

Jakie więc będzie drugie półrocze dla domów maklerskich?

Myślę, że będzie to nawet jeszcze cięższy okres dla brokerów. Wprowadzenie nowego systemu zaangażuje duże zasoby. Bardzo słaby rynek pierwotny oraz niska aktywność inwestorów na pewno nie napawają optymizmem. Wpływ wydarzeń globalnych też nie pozostanie bez znaczenia. Chcąc zakończyć optymistycznie, sądzę, że krajowa branża maklerska zakończy rok wynikiem dodatnim, co będzie świadczyło o dużych umiejętnościach moich kolegów w tak skomplikowanych realiach i rosnącej odpowiedzialności za rynek naszych pracowników.

CV

Piotr Kozłowski ukończył Wydział Finansów i Statystyki i podyplomowe studia menadżerskie w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Kontynuuje studia podyplomowe w programie EMBA na Uniwersytecie Warszawskim. Z Bankiem Pekao związany jest od 1996. Był m. in. zastępcą dyrektora Departamentu Bankowości Przedsiębiorstw, dyrektorem Biura Rozwoju Analiz, Wydziału Wsparcia i Budżetowania w Pionie Bankowości Korporacyjnej Międzynarodowej, Departamentu Planowania i Controllingu w Pionie Bankowości Indywidualnej. W latach 2004-2008 zajmował stanopisko dyrektora Departamentu Sprzedaży w Pionie Bankowości Indywidualnej. W styczniu 2009 roku objął stanowisko Dyrektora Domu Maklerskiego Pekao, a od listopada tego roku jest również członkiem zarządu CDM Pekao.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy