W minionych kilku tygodniach S&P 500 stracił około 8?proc., przy czym tylko od wyborów prezydenckich w USA z 6?listopada niemal 5?proc. To sprawiło, że wskaźnik cena do zysku dla spółek z tego indeksu spadł do 13,7. Tymczasem z danych agencji Bloomberga wynika, że w trakcie rynków byka z ostatnich sześciu dekad wskaźnik ten wynosił średnio 17,4. Aby wrócił do tego poziomu, S&P musiałby zyskać około 25 proc.
Nic dziwnego, że inwestorzy szukają pretekstów do zakupów akcji. W piątek i wczoraj były rozmowy amerykańskich polityków na temat oddalenia tzw. fiskalnego klifu, który w poprzednich tygodniach przejął od Grecji rolę głównego straszaka dla inwestorów.
Gotowość do kompromisu
Wczoraj z trudem można było znaleźć giełdę, gdzie dominowałyby spadki. Indeksy giełd we Frankfurcie i Paryżu po południu zwyżkowały o ponad 1,5 proc., a londyński FTSE 100 o około 1,2 proc. Amerykański S&P 500 zyskiwał 0,5 proc., a WIG20 był 1,4 proc. na plusie. O poprawie nastrojów inwestorów świadczył też osłabiający się dolar, uważany za bezpieczną przystań, oraz umacniający się złoty. Po południu za jedno euro trzeba było zapłacić 4,14 zł.
W piątek prezydent USA Barack Obama rozpoczął rozmowy z demokratami i republikanami o tym, jak złagodzić fiskalny klif. Tym terminem określa się likwidację ulg podatkowych i obniżkę niektórych wydatków publicznych, które wejdą w życie z początkiem 2013 r., jeśli Kongres nie zmieni uzgodnień sprzed roku. Gdyby do porozumienia nie doszło, amerykańska gospodarka prawdopodobnie osunęłaby się w recesję – ocenia Kongresowe Biuro Obrachunkowe.
Rzecznik Białego Domu Jay Carney oraz John Boehner, republikański przewodniczący niższej izby Kongresu, ocenili jednak piątkowe rozmowy jako konstruktywne. – Piątkowe spotkanie Obamy z liderami Kongresu wzmocniło nadzieję, że republikanie i demokraci przed 1?stycznia będą w stanie dobić targu, który zapobiegnie klifowi fiskalnemu – ocenili w poniedziałkowym komentarzu analitycy Danske Banku. – Obie strony wykazały się gotowością do kompromisu. Republikanie są otwarci na zwiększenie przychodów do budżetu, demokraci zaś na obcięcie wydatków na świadczenia społeczne – wyjaśnili.