Są one najmniej ryzykowne spośród funduszy mieszanych, czyli takich, które w swoich portfelach mają zarówno akcje, jak i obligacje. Udział akcji w funduszach stabilnego wzrostu nie przekracza 40 proc. (zwykle wynosi od 25 do 40 proc.), reszta środków jest ulokowana w papierach dłużnych, czyli obligacjach Skarbu Państwa, bonach skarbowych, a także obligacjach korporacyjnych.
– To fundusze, które mogą dopasowywać politykę inwestycyjną do aktualnej sytuacji na rynku. Zawartość akcji w portfelu zapewnia udział w zyskach wynikających ze wzrostu wartości wybranych spó- łek giełdowych, instrumenty dłużne zwiększają zaś bezpieczeństwo inwestycji – wyjaśnia Sławomir Sklinda, dyrektor departamentu zarządzania portfelami akcyjnymi w PKO TFI. Jego zdaniem tego typu fundusze można polecić osobom, które oczekują wyższych zysków niż z depozytów czy funduszy obligacyjnych, ale zarazem akceptują średni poziom ryzyka. Mniej akcji w portfelu przekłada się bowiem na mniejszą zmienność jednostki, czyli niższy spadek jej wartości w przypadku złej sytuacji na giełdzie, z drugiej strony – niższy potencjał wzrostu, gdy indeksy rosną.
– Rekomendowany czas inwestycji w fundusze stabilnego wzrostu waha się w przedziale 3–4 lat – mówi Sławomir Sklinda.
W okresie trzech lat te fundusze prawie zawsze notują dodatnie wyniki, chociaż od tej reguły są też wyjątki, jak np. Idea Stabilnego Wzrostu (-31,9 proc.) czy Pioneer Stabilnego Wzrostu (-7,9 proc.). Średni wynik za ostatnie trzy lata w tej grupie funduszy wynosi 9,1 proc. Najlepsze z nich zarobiły kilkanaście procent, np. KBC Stabilny (19,2 proc.) czy UniStabilny Wzrost (18 proc.). Rozpiętość między najlepszym trzyletnim wynikiem a najsłabszym w tej grupie wynosi aż 51,1 proc., dlatego ważne jest, żeby wybrać dobry fundusz, który notuje powtarzalne wyniki powyżej przeciętnych.