Analitycy sceptycznie oceniają możliwe konsekwencje tych działań. – Nie sądzę, aby stowarzyszeniu udało się namówić na tyle dużą grupę do przenoszenia środków, aby miało to realny wpływ na banki. Jednak nawet mimo braku wymiernych strat dla instytucji finansowych planowana akcja stanowi ryzyko reputacyjne dla wybranych banków – ocenia Michał Sobolewski, analityk DM BOŚ.

– Logika podpowiada, że skoro sytuacja frankowiczów jest tak zła, jak stowarzyszenie twierdzi, to prawdopodobnie ta grupa klientów nie powinna mieć dużych oszczędności, bo w przeciwnym razie nie musieliby posiłkować się kredytem. Poza tym pozostaje pytanie o deklarowane i czynne zaangażowanie. Wydaje się, że stosunkowo niewielka grupa frankowiczów jest aktywnie zaangażowana w sprawę i popiera starania o ustawowe przewalutowanie. Frankowiczów jest około pół miliona, a liczba otwartych ROR w Polsce to około 30 mln, więc nawet jeśli w jakiś sposób udałoby się zaangażować wszystkich, to i tak nie stanowią oni odpowiednio dużej grupy – dodaje Sobolewski.

Większych szans inicjatywie nie daje też Piotr Miliński, analityk NWAI DM. – Większość instytucji niefrankowych ma bardzo słabe oferty depozytowe, więc każdy „protestujący" musiałby zaakceptować gorsze warunki. Nawet jeśli ktoś deklaruje poparcie dla SBB, to niekoniecznie podejmie wysiłek związany ze zmianą banku. Poza tym na rynku mamy obecnie nadwyżkę depozytów detalicznych i akcja przeprowadzona na małą skalę byłaby zupełnie nieodczuwalna dla banków – argumentuje. Dodaje, że aby propozycja SBB odniosła skutek, byłoby potrzebne jednoczesne, perfekcyjnie skoordynowane działanie bardzo dużej części deponentów, nie tylko frankowiczów. A to raczej nie jest możliwe.