Ceny płacone przez konsumentów za szeroką gamę towarów i usług rosły we wrześniu w nieco szybszym tempie niż oczekiwano, przez co inflacja znajdowała się w centrum uwagi decydentów. Według czwartkowego raportu Departamentu Pracy, wskaźnik cen towarów i usług konsumenckich, uważnie śledzony wskaźnik inflacji, wzrósł o 0,4 proc. w skali miesiąca i 3,7 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. To więcej niż szacunki Dow Jones na poziomie 0,3 proc. i 3,6 proc.
Po wyłączeniu zmiennych cen żywności i energii, tzw. bazowy CPI wzrósł o 0,3 proc. w ujęciu miesięcznym i 4,1 proc. w ujęciu 12-miesięcznym, co jest dokładnie zgodne z oczekiwaniami. Decydenci przywiązują większą wagę do podstawowych liczb, ponieważ są one zazwyczaj lepszymi predyktorami długoterminowych trendów.
– Przed rokiem ceny z wyłączeniem paliw i żywności osiągnęły w USA rekordową, najwyższą od czterech dekad dynamikę 6,6 proc. r/r. We wrześniu inflacja bazowa spadła z 4,3 do 4,1 proc. r/r. Nieprzerwanie obniżający się od pół roku wskaźnik przybrał wartość zgodną z rynkowymi prognozami. Wyższe od szacunków były natomiast odczyty dynamiki CPI, która po wakacyjnym skoku z 3,0 proc. utrzymała wartość 3,7 proc. r/r. Tym samym potwierdziły się wnioski płynące ze środowych odczytów PPI, które wypadły powyżej oczekiwań – zauważył Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
Zgodnie z najnowszymi tendencjami, głównym czynnikiem wzrostu inflacji były koszty mieszkań. Indeks mieszkań, który stanowi około jednej trzeciej wagi CPI, przyspieszył o 0,6 proc. w miesiącu i 7,2 proc. rok wcześniej. Koszty energii wzrosły o 1,5 proc., w tym ceny benzyny o 2,1 proc. i oleju opałowego o 8,5 proc., a ceny żywności wzrosły o 0,2 proc. trzeci miesiąc z rzędu. Ceny usług, uznawane za kluczowy wyznacznik długoterminowego kierunku inflacji, również odnotowały wzrost o 0,6 proc. po wyłączeniu usług energetycznych i wzrosły o 5,7 proc. w ujęciu 12-miesięcznym.
Rynki zareagowały na raport skromnie. Kontrakty terminowe na giełdy osiągnęły szczyty, ale nadal były w większości pozytywne, podczas gdy rentowność obligacji skarbowych spadła z poprzednich minimów, a obligacje o dłuższym terminie zapadalności niewiele się zmieniły.