W USA zatwierdzono rządowe wsparcie dla tamtejszych producentów chipów opiewające na łącznie 280 mld dolarów. W ten sposób Stany Zjednoczone chcą m.in. uniezależnić się od komponentów z Tajwanu.
Ze wspomnianej kwoty 52 mld dolarów mają być przeznaczone na rozbudowę amerykańskich fabryk oraz szkolenie pracowników. Jak podkreślają eksperci, oznacza to, że rządzący płacą firmom za to, by te wytwarzały swoje produkty w USA, a nie za granicą. Ich zdaniem ważne jest, aby lokalne spółki konkurowały przede wszystkim na polu technologicznym i posiadały know-how. Kolejnym równie ważnym aspektem jest uniezależnienie się od dostaw z Tajwanu. Ostatnie napięcie wywołane wizytą spikerki Izby Reprezentantów Nancy Pelosi i impulsywna reakcja Chin pokazały, że gdyby doszło do poważniejszego sporu, dostawy chipów mogłyby być zagrożone. Pozostałe środki mają pomóc w rozwoju technologii. Zakłada się powstanie 20 regionalnych centrów technologicznych, które mają opracowywać nowe rozwiązania dotyczące półprzewodników oraz z branży biotechnologicznej.
Zdaniem ekspertów, o ile wydatki na rozwój technologii są konieczne i spełnią swoją rolę, o tyle inwestycje we własne moce produkcyjne mogą nie rozwiązać problemu jak np. niedobór aut wynikający ze zbyt niskiej produkcji. Podkreślają oni, że aktualna sytuacja związana jest z nienaturalnie wysokim popytem i zapewnienie mocy produkcyjnych zdolnych go zaspokoić jest bardzo trudne do osiągnięcia oraz nieopłacalne. gsu