Nissan zrezygnował z udziału w podobnej imprezie we Frankfurcie, a Porsche odpuści sobie salon w Detroit. Natomiast wszyscy są w Szanghaju, bo chiński rynek jest już największy na świecie i wciąż szybko rozwija się, podczas gdy gdzie indziej sprzedaż na ogół spada. W rozpoczętym dzisiaj Motor Show w Szanghaju bierze udział ponad 1500 wystawców, najwięcej od 1985 r., kiedy po raz pierwszy zorganizowano tę imprezę. W ciągu 9 dni ma w niej wziąć udział 600 tys. osób. Przyczyny tak olbrzymiego zainteresowania chińskim rynkiem samochodowym są dwie. Po pierwsze, w minionej dekadzie sprzedaż rosła tam co roku po 20 proc. Dla General Motors i Volkswagena jest to już największy rynek zbytu po lokalnym.
Po drugie, nasycenie tego rynku, czyli liczba samochodów na jednego mieszkańca, wciąż jest trzy razy mniejsze od światowej średniej. Jest to obecnie poziom Stanów Zjednoczonych z 1925 r. i Japonii z 1965 r. Chińczycy przez lata muszą ostro kupować samochody, by zlikwidować to zapóźnienie.
W marcu sprzedaż samochodów osobowych wzrosła w Chinach o 10 proc., do rekordowych 772 400 sztuk. Walnie przyczyniło się do tego obniżenie podatków od kupna nowego auta oraz dodatkowe subsydiowanie przez rząd zakupów dokonywanych przez mieszkańców wsi. Kondycja chińskiego rynku wyraźnie kontrastuje z tym, co dzieje się gdzie indziej. W USA sprzedaż spadła w marcu o 37 proc., w Japonii o 32 proc., a w Europie o 9 proc.
Volkswagen zainwestował w Chinach 6,8 mld euro, do 2018 roku chce podwoić tam liczbę dilerów i do 2 mln sztuk zwiększyć sprzedaż samochodów. GM, który zapowiedział zamknięcie 15 fabryk w USA do 2013 r., w Chinach chce w tym okresie podwoić sprzedaż do ponad 2 mln aut rocznie. Toyota w lutym zmniejszyła globalną produkcję o połowę, ale wciąż planuje otwarcie fabryki w mieście Changchun i tym samym zwiększenie możliwości produkcyjnych w Chinach do 1 mln aut rocznie.