Mimo że nie wszystkie jego zapisy są już znane, dokument zdążył obudzić protesty wielu zachodnioeuropejskich polityków.
W naszej części Europy większy sprzeciw – szkoda, że dotychczas niewystarczająco nagłośniony – budzi projekt dyrektywy Solvency II, dotyczącej nadzoru nad firmami ubezpieczeniowymi. Wczoraj zyskał on aprobatę Parlamentu Europejskiego.
O zacieśnieniu kontroli nad funduszami hedgingowymi i firmami private equity zdecydowano w początku kwietnia na szczycie grupy G20. Zwolennikom tej inicjatywy chodzi o to, by zapobiec upadkom „systemowo ważnych” funduszy, które mogłyby mieć dla rynków finansowych znaczenie podobne do bankructwa Lehman Brothers.
W toku prac Komisja uznała za „systemowo ważne” podmioty o aktywach powyżej 250 mln euro. Takie zawężenie oddziaływania dyrektywy nie spodobało się części posłów Parlamentu Europejskiego. Trzech czołowych polityków Partii Europejskich Socjalistów (druga siła w PE) wystosowało do szefa Komisji Jose Manuela Barroso list, w którym określili projekt jako „pełen dziur” i „wysoce nieefektywny”. Nie podoba im się również, że przepisy kontrolne dotyczyć mają nie samych funduszy hedgingowych, ale ich zarządzających. Krytykę obudziły też mniej rygorystyczne od oczekiwanych wymogi kapitałowe.
Niemiecki minister finansów Peer Steinbrueck ocenił, że „propozycja UE zawiera dobre pomysły, ale nie idzie wystarczająco daleko”. Kuluarowa presja na Komisję już raz skłoniła ją do modyfikacji projektu.Tylko zgody ministrów finansów brakuje do przyjęcia Solvency II.