Jeszcze niedawno niemal pewnym kandydatem do przejęcia Opla był kanadyjski producent części samochodowych Magna International. Razem z finansowym partnerem, największym rosyjskim bankiem Sbierbank, kanadyjska spółka była gotowa kupić 55 proc. udziałów w Oplu i obiecywała zainwestować w firmę co najmniej 500 mln euro. Zapewniała też, że nie zlikwiduje ani jednego miejsca pracy w Niemczech, co dla rządu kanclerz Angeli Merkel było szczególnie istotne na dwa miesiące przed wyborami parlamentarnymi.
Niemiecki rząd wyraźnie preferował ofertę Magny, ale w miniony wtorek nie zgodził się na tę transakcję General Motors. Nie podano przyczyn tej decyzji, a niemiecki wiceminister gospodarki Jochen Homann ograniczył się jedynie do stwierdzenia, że zawarcie umowy w sprawie sprzedaży Opla do przyszłego tygodnia jest mało prawdopodobne. Prezes Magny Siegfried Wolf wielokrotnie zapewniał, że chce podpisać kontrakt do połowy lipca.
Zastrzeżenia General Motors spowodowane podobno zostały żądaniami Magny przejęcia kontroli nad dystrybucją chevroletów w Rosji i wykorzystania własności intelektualnej GM do celów niezwiązanych z pierwotnym porozumieniem.
W tych warunkach wzrosły szanse na przejęcie Opla przez chińską firmę Beijing Automotive Industry Holding. Minister Homann powiedział, że chińska oferta zawiera „interesujące elementy”. Firma z Pekinu, kontrolowana przez władze tego miasta, zaproponowała 660 mln euro za 51 proc. udziałów w Oplu.
Pojawiły się jednak opinie, że przejęcie Opla wcale nie zwiększy zysków chińskiej spółki, a może narazić ją na mnóstwo kłopotów. Po pierwsze dlatego, że Opel produkuje dwa razy więcej samochodów niż firma z Pekinu, a po drugie ze względów technologicznych. W ubiegłym roku Opel sprzedał około 1,46 mln samochodów, a Beijing Auto nieco ponad 770 tys., z czego około 40 proc. stanowiły auta produkowane w ramach joint venture przez Daimlera i Hyundaia. Po przejęciu Opla Beijing Auto musiałby na nowo ustalać warunki współpracy z partnerami.