Kiedy w roku 1944 w Bretton Woods powołano MFW i Bank Światowy, te dwie siostrzane instytucje, których centrale sąsiadują ze sobą w Waszyngtonie zaledwie o kilkaset metrów od Białego Domu, miały odgrywać w gospodarce światowej uzupełniające się role. Bank Światowy, którego pełna nazwa brzmi Międzynarodowy Bank Odbudowy i Rozwoju, miał zająć się odbudowaniem Europy po zniszczeniach wojennych. Zadaniem MFW było pilnowanie, aby kraje, gdzie doszło do gospodarczego załamania i otrzymały pomoc z zewnątrz, trzymały publiczne wydatki w ryzach.
To MFW wchodził do kraju jako pierwszy, zalecał konkretne reformy i udzielał wypłacanych w transzach kredytów. Kolejne wypłaty były uzależnione od tego, czy rząd wprowadził uzgodnione z Funduszem reformy lub też dokonał niezbędnych cięć. Przy tym to nie Fundusz zalecał konkretne posunięcia, tylko dyskutował z resortami finansów i gospodarki, jakie środki byłyby najskuteczniejsze. Ostatecznie więc rząd właśnie decydował się na konkretne reformy. Przy tym MFW i rząd podpisywały, a w niektórych przypadkach nadal podpisują list intencyjny. W tym dokumencie władze danego kraju wymieniają kolejne etapy programu naprawczego, Fundusz zaś zobowiązuje się do udzielenia finansowego wsparcia wówczas, gdy kolejne cele są realizowane. Najczęściej dotyczą one cięcia deficytu budżetowego i obniżenia inflacji.
Te reformy zazwyczaj wiązały się z poważnymi kosztami społecznymi, bo chociażby obniżenie inflacji zazwyczaj wymaga kontroli płac, wzrostu wydajności, zdarza się, że okresowo – także bezrobocia. Wtedy wkraczał Bank Światowy ze swoimi programami ochrony grup najbardziej dotkniętych kosztami reform. Ostatecznie utarło się że MFW jest chirurgiem, który przeprowadza bolesną interwencję, Bankowi Światowemu zaś pozostawiono rolę anestezjologa, który łagodził skutki zalecanej terapii szokowej.
Tak było w latach 80. w Meksyku i potem ponownie w 1995 roku w Południowo-Wschodniej Azji i w Rosji pod koniec lat 90., wreszcie w Argentynie w 2001 roku. Wszędzie wejściu MFW towarzyszyły protesty, tym silniejsze, im bardziej radykalne były zalecone środki naprawcze i im bliżej było do wyborów. Podczas kryzysu azjatyckiego, który rozpoczął się pęknięciem bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości w Tajlandii i Indonezji, MFW zalecił nie tylko zwyczajowe cięcia, ale i również reformę systemu bankowego oraz wprowadzenie przejrzystej księgowości w Korei Południowej. To miał być początek zmian w polityce MFW.
[srodtytul]Tort dla dyrektora[/srodtytul]
MFW stał się jednak obiektem zaciekłej krytyki. Mimo prób niestandardowego podejścia do łagodzenia kryzysu w Azji, ekonomiści, wśród nich także laureat Nobla, Joseph Stiglitz zarzucali Funduszowi, że nie jest w stanie dostosować środków do specyfiki poszczególnych krajów. A przede wszystkim, że jego metody kuracji gospodarczej są często zbyt ostre, zwłaszcza wówczas, gdy trzeba ciąć wydatki budżetowe i inflację. W 2000 roku podczas konferencji w Tajlandii, ówczesny dyrektor generalny MFW Michel Camdessus dostał w twarz tortem z ogromną ilością bitej śmietany. Po trudnym w realizacji i dotkliwym dla społeczeństwa programie naprawczym Fundusz został uznany za wroga publicznego nr 1. Każdej większej konferencji, w której uczestniczyli przedstawiciele MFW, towarzyszyły coraz ostrzejsze protesty.