Ludowy Bank Chin (PBOC) próbuje w ten sposób zahamować inflację. W kwietniu ceny konsumpcyjne wzrosły w Państwie Środka o 5,3 proc. rok do roku. PBOC stara się utrzymywać inflację poniżej 4 proc., ale poziom ten przekracza ona już od października 2010 r.
Inflację w Chinach napędza rosnąca szybko podaż kredytu. Sprzyja temu m.in. polityka kursowa Pekinu, który kontroluje kurs juana wobec dolara, skupując w tym celu od banków dewizy. – Podwyżki poziomu rezerw obowiązkowych pomagają PBOC zastopować wpływ skupu dewiz na akcję kredytową – tłumaczy Mark Williams, ekonomista ds. Chin w Capital Economics. Z szacunków Bank of America wynika, że wczorajsze posunięcie Pekinu ograniczy podaż kredytu o 370 mld juanów (157 mld zł). Dla porównania – w kwietniu podaż ta wyniosła 740 mld juanów.
Główny indeks szanghajskiej giełdy stracił wczoraj niemal 1,4 proc. Inwestorzy obawiają się, że zaostrzanie polityki pieniężnej przez PBOC schłodzi koniunkturę w Chinach. – Trzymanie inflacji pod kontrolą bez wątpienia sprawi, że gospodarka nieco wyhamuje. Ale dostrzegalne już spowolnienie nie sugeruje, aby istniało ryzyko twardego lądowania – ocenił Wang Qing, główny ekonomista ds. Chin w banku Morgan Stanley.
Zgodnie z oczekiwaniami politykę pieniężną po raz pierwszy od roku zaostrzył wczoraj także norweski bank centralny, podnosząc główną stopę procentową z 2 do 2,25 proc. Inflacja w Norwegii pozostaje niska, ale Norges Bank obawia się, że utrwalające się ożywienie gospodarcze może doprowadzić do nadmiernego wzrostu cen nieruchomości.