Przyczyną był spadek wpływów z podatków spowodowany stagnacją w gospodarce przy jednoczesnym wzroście wydatków. Przychody były mniejsze o 0,8 proc. niż w takim samym miesiącu przed rokiem, a wydatki większe o 5 proc.
W rezultacie deficyt wyniósł 10 mld funtów, w porównaniu z 7,2 mld funtów w kwietniu 2010 r. Mediana prognoz 12?ekonomistów ankietowanych przez Bloomberg News wynosiła 6,5 mld funtów. Tak nieoczekiwanie zły wynik może zmusić ministra finansów George’a Osborne’a do zaostrzenia programu redukcji deficytu.
Opozycyjna Labour Party i niektórzy ekonomiści ostrzegają, że już teraz program ten jest nierealny, bo największe od zakończenia drugiej wojny światowej cięcia rządowych wydatków grożą spowolnieniem tempa wzrostu gospodarczego. Minione dwa kwartały wydają się potwierdzać słuszność takich opinii. W ciągu półrocza do końca marca brytyjska gospodarka przeżywała stagnację. Szef banku centralnego Mervyn King przed tygodniem potwierdził, że również w maju aktywność gospodarcza jest słaba.
W minionym roku finansowym zakończonym 31 marca Wielka Brytania miała 139,4 mld funtów deficytu, 9,6 proc. PKB. W poprzednim roku, rekordowym pod tym względem, deficyt ten sięgnął 11 proc., a na bieżący rok ministerstwo finansów zakłada zmniejszenie go do 122 mld funtów, czyli 7,9 proc. PKB.
Duży udział w brytyjskim deficycie budżetowym ma pomoc udzielona tamtejszym bankom przez rząd z pieniędzy podatników. Po kryzysie z 2008 r. tamtejsze banki przyjęły pomoc i gwarancje rządowe na łączną kwotę prawie biliona funtów. Teraz brytyjskie władze stoją na stanowisku, że „banki, którym w przyszłości się nie powiedzie, nie powinny liczyć na wsparcie kapitałowe ze środków publicznych”.