Niemiecki minister finansów Wolfgang Schaeuble nalega, by w ratowaniu Grecji tym razem wziął udział także sektor prywatny, natomiast Francja wspiera stanowisko prezesa EBC Jean-Claude Tricheta, który sprzeciwia się takiej koncepcji. Niemcy chcą, by banki – jak się podkreśla „dobrowolnie” –zobowiązały się do kupowania nowych greckich obligacji po wygaśnięciu starych przy poprzednim oprocentowaniu i na siedem lat, co w praktyce oznaczałoby, że dostałyby swoje pieniądze później i byłoby ich mniej.
Agencje ratingowe ostrzegły jednak, że przystąpienie do takiej operacji będą traktowały jako zapowiedź bankructwa banku, bo trudno sobie wyobrazić racjonalnie działającego inwestora, który zgodzi się na coś takiego bez przymusu.
Agencja Moody’s już wczoraj zapowiedziała możliwość obniżenia oceny wiarygodności kredytowej BNP Paribas, największego francuskiego banku i dwóch jego lokalnych rywali Societe Generale i Credit Agricole, uzasadniając to ich zaangażowaniem w greckie aktywa. Kursy akcji wszystkich trzech spółek spadły wczoraj na paryskiej giełdzie o ponad 1,5 proc.
Znamienna w kontekście piątkowego spotkania w Berlinie była reakcja francuskiego rządu. – Francuskie banki są zaangażowane w Grecji, ale mniej niż na przykład niemiecki sektor bankowy – powiedział sekretarz stanu do spraw europejskich Laurent Wauquiez. Ale rację miał tylko częściowo. Rzeczywiście, niemieckie banki mają więcej greckich obligacji skarbowych niż francuskie, ale z danych Bank for International Settlements wynika, że francuskie banki ulokowały w greckich papierach (nie tylko skarbowych) najwięcej ze wszystkich, bo 65 mld USD, i wyprzedzają pod tym względem USA z 41?mld USD, a niemieckie banki są dopiero na trzecim miejscu z 40 mld USD.
Uzgodnienie nowego programu pomocowego dla Grecji w 13?miesięcy po zagwarantowaniu jej 110 mld euro, staje się tym bardziej pilne, że po obcięciu ratingu przez S&P do CCC rentowność greckich obligacji zbliża się do 18 proc., a takiego kosztu obsługi zadłużenia nie wytrzyma żadne państwo. MFW zaś uzależnił wpłatę swojej czerwcowej raty w wysokości 12 mld USD od osiągnięcia porozumienia co do dalszych losów pomocy.
Wszystko to ma sens przy założeniu, że Grecja jest zbyt ważna, by zbankrutować. Bo sami Grecy nie chcą już słyszeć o żadnych oszczędnościach, od których uchwalenia zagranica uzależnia wszelką pomoc. Wczoraj Grecję sparaliżował już trzeci w tym roku strajk generalny. Policja użyła gazów łzawiących do rozpędzenia demonstrantów, którzy otoczyli gmach parlamentu, by nie dopuścić do rozpoczęcia debaty na temat kolejnych redukcji płac i podwyżek podatków. Uchwalenie takiego programu i tak jest coraz mniej prawdopodobne, bo do pięciu głosów stopniała przewaga partii premiera Papandreu nad opozycją.