Te przenosiny oznaczają wielką zmianę sytuacji w branży, która od początku roku do końca sierpnia otrzymała zamówienia na łączną kwotę prawie 300 mld USD. Do greckich armatorów należy około 16 proc. światowej flotylli masowców i kontenerowców i około jednej czwartej tankowców. Dzięki drastycznej redukcji kosztów globalny kryzys gospodarczy przetrwali oni lepiej niż ich niemieccy, skandynawscy czy japońscy rywale i utrzymali udział w rynku, mimo gwałtownego spowolnienia międzynarodowego handlu od 2008 r.
Teraz, gdy większość świata wychodzi z najgorszej fazy kryzysu, greccy armatorzy wpadli w szaleństwo zakupów. A że są największymi i najbardziej wpływowymi kupcami nowych statków, otoczonymi przez wianuszek stoczniowców z takich krajów, jak Japonia i Południowa Korea, to ich rosnące zamówienia w Chinach mogą mieć wpływ na interesy innych globalnych armatorów.
Przez lata greccy armatorzy finansowali zakupy nowych statków pożyczkami z europejskich banków, a następnie składali zamówienia w stoczniach Japonii i Korei. Jeszcze niecałe pięć lat temu greckie zamówienia na budowę statków w Chinach stanowiły mniej niż połowę zamówień złożonych w koreańskich stoczniach. Ta różnica jednak szybko się zmniejsza.
W tym roku do końca września greccy armatorzy zamówili w chińskich stoczniach 188 statków, a w koreańskich 217, według danych ateńskiej firmy XRTC Business Consultants, której opracowania i analizy są pilnie obserwowane w całej branży. Japonia w tej klasyfikacji zajęła trzecie, ale w istocie bardzo odległe miejsce z 39 statkami zamówionymi przez Greków.