Paraliż amerykańskiego rządu wchodzi w drugi tydzień i ekonomiści ostrzegają, że może to zatrzymać rozwój gospodarki, zmniejszyć zaufanie przedsiębiorców i zyski spółek, ale prawdopodobnie nie spowoduje to kolejnej recesji. Wielu zarządzających pieniędzmi wątpi, by to zamieszanie trwało długo. Natomiast każda wyprzedaż akcji może być, ich zdaniem, doskonałą okazją do kupowania.
– Zamierzamy skorzystać, jeśli to doprowadzi do zamieszania na rynkach – nie ukrywa Bruce McCain, który zarządza ponad 20 mld USD jako główny strateg inwestycyjny w Key Private Bank, należącym do KeyCorp. w Cleveland.
Richard Steinberg, którego Steinberg Global Asset Management dysponuje 600 mln USD w Boca Raton na Florydzie, mówi, że będzie kupował, jeśli kursy akcji spadną jeszcze o 2 proc. David Kotok, którego Cumberland Advisors zarządza 2,25 mld USD w Sarasota na Florydzie, przyznał, że w minionych dwóch tygodniach zainwestował 100 mln USD w akcje. – Uważam, że to przejściowe osłabienie jest okazją do wejścia na rynek amerykańskich akcji – powiedział Kotok.
Na razie na Wall Street jest spokojnie i nie wygląda to na zamieszanie, z którego mogliby skorzystać inwestorzy, jeśli nie brać pod uwagę widma bankructwa rządu, który wkrótce może nie być w stanie wykupywać swoich obligacji. Poza tym amerykańskie akcje nadal są drogie. Średni C/Z dla spółek z indeksu Standard & Poor's 500 wynosi 18, czyli jest wyższy od historycznej średniej na poziomie 16. A to oznacza, że kursy większości spółek musiałyby jeszcze spaść, zanim można by było uznać te papiery za tanie.