Ubiegłotygodniowe dane o wzroście produktu krajowego brutto w trzecim kwartale dostarczyły argumentów obu stronom tego zaostrzającego się sporu.
Dla krytyków EBC te dane potwierdzają jedynie słabość koniunktury gospodarczej: PKB wzrósł zaledwie o 0,1 proc. w minionym kwartale, wolniej o 0,3 proc. w poprzednich trzech miesiącach i o wiele wolniej niż w Stanach Zjednoczonych, Japonii i Wielkiej Brytanii. Szczególnie niepokojący był spadek PKB o 0,1 proc. we Francji. Jednocześnie Komisja Europejska ostrzegła Włochy i Hiszpanię, że prawdopodobnie w przyszłym roku nie zdołają osiągnąć planowanego poziomu deficytu budżetowego.
Dla wielu jest to dowód, że odpowiedź na kryzys finansowy w strefie euro, skoncentrowana na finansowych oszczędnościach i strukturalnych reformach, zawiodła. Podkreślają oni, że podstawowym problemem jest brak popytu i że to twórcy polityki pieniężnej odpowiedzialni są za to, by albo samemu pożyczać i wydawać pieniądze, albo drukować pieniądze w celu takiego obniżenia kosztów kredytu, by zachęciło to sektor prywatny do pożyczania i wydawania. Przekonują, że wzrost będzie pobudzał wzrost, gdy wróci zaufanie i słabo wykorzystywane zasoby znowu zostaną przywrócone do procesu produkcyjnego. Na dowód, że agresywne stymulowanie gospodarki działa, podają ożywienie w Stanach Zjednoczonych i w Japonii, gdzie PKB wzrósł w trzecim kwartale o 2,8 proc. i o 1,9 proc. w stosunku rocznym.
Ale są też wątpliwości biorące się z tego, że jest po prostu zbyt wcześnie, by ostatecznie wyrokować, czy takie stymulowanie gospodarki da długoterminowe korzyści. Desygnowana na przewodniczącą Fed Janet Yellen przyznała podczas przesłuchania przed senacką komisją, że ilościowe łagodzenie jest bezprecedensowym eksperymentem, którego pozytywnych skutków nie można przesądzić, dopóki nie zostanie wstrzymane.
Są też europejscy politycy, którzy przekonują, że nie wolno przymykać oczu na dowody stabilizacji w strefie euro. Portugalski PKB wzrósł w III kwartale, Hiszpania odnotowała wzrost pierwszy od 2 lat.