Brexit, czyli katastrofa na własne życzenie

Kłopoty Davida Camerona mogą być czynnikiem, który przeważy szalę w czerwcowym referendum dotyczącym wyjścia z UE.

Publikacja: 16.04.2016 14:04

Premier David Cameron traci poparcie w wyniku afery Panama Papers. Jego kłopoty mogą mieć duży wpływ

Premier David Cameron traci poparcie w wyniku afery Panama Papers. Jego kłopoty mogą mieć duży wpływ na wynik referendum w sprawie Brexitu.

Foto: GG Parkiet

Do referendum w sprawie Brexitu zostały nieco ponad dwa miesiące, a Europejczycy z kontynentu wciąż nie mogą zrozumieć, po co premierowi Davidowi Cameronowi był ten ryzykowny plebiscyt. Brytyjska gospodarka ma się przecież dosyć dobrze na tle niemieckiej czy francuskiej, a dotychczasowa obecność w UE jej jakoś szczególnie nie szkodziła. Co prawda z budżetu Zjednoczonego Królestwa wypłacano coraz więcej pieniędzy na świadczenia dla imigrantów z krajów Nowej Unii, ale brytyjscy eksporterzy korzystali z otwartego europejskiego rynku, a londyńskie City rozwijało się i przyciągało inwestorów jako brama łącząca Europę z resztą świata. Będąc w Unii, Wielka Brytania nadal zachowywała swoją mocarstwowość, model gospodarczy i tożsamość kulturową. Referendum w sprawie Brexitu pomyślane było początkowo jako okazja do spacyfikowania eurosceptycznej opozycji wewnątrz Partii Konserwatywnej. Podobnie jak referendum w sprawie niepodległości Szkocji miało za zadanie zamieść na wiele lat pod dywan kontrowersyjny temat. Może się okazać jednak, że w tym przypadku Cameron przekombinował. Sondaże przedreferendalne są bardzo wyrównane. Podział ten szczególnie mocno jest widoczny wśród establishmentu. Wielu polityków o prawicowych poglądach, np. popularny burmistrz Londynu Boris Johnson, opowiada się za Brexitem. Kryzys imigracyjny w Europie oraz zamachy w Paryżu i Brukseli podsycają izolacjonizm Brytyjczyków. Afera Panama Papers – wyszło na jaw to, że premier Cameron korzystał finansowo na funduszu założonym w raju podatkowym przez jego ojca – może zaś sprawić, że głosowanie w sprawie Brexitu stanie się plebiscytem w sprawie rządów Camerona. Wiele osób może głosować za wyjściem Wielkiej Brytanii z UE, by doprowadzić do upadku nielubianego premiera. Czerwcowe referendum może więc przynieść duży wstrząs dla rynków.

Referendum, które złamie funta?

– Decyzja wyborców o wyjściu Unii Europejskiej może zaszkodzić wzrostowi gospodarczemu oraz mieć poważne skutki dla funta oraz innych brytyjskich aktywów – mówił komunikat po czwartkowym posiedzeniu Banku Anglii. Instytucja ta nie należy jak widać do zwolenników Brexitu, ale nie jest jedyną, która wskazuje, że zwycięstwo eurosceptyków w czerwcowym referendum wywołałoby poważne zawirowania na rynkach i w gospodarce. Obawy przed wyjściem z Wielkiej Brytanii z UE przyczyniły się już do tego, że funt przez ostatnich pięć miesięcy osłabł o blisko 7 proc. wobec dolara (w lutym kurs sięgnął najniższego poziomu od ponad dekady), o prawie 12 proc. wobec euro i o ponad 10 proc. w stosunku do złotego.

– W przypadku Brexitu spodziewamy się oczywiście znaczącej wyprzedaży funta. Trudno przewidzieć, do jakiego stopnia brytyjska waluta mogłaby się osłabić, gdyż taka sytuacja byłaby bezprecedensowa. Najbliższym porównaniem może być tzw. Czarna Środa w 1992 roku, kiedy to Wielka Brytania została zmuszona do opuszczenia Mechanizmu Kursu Walutowego (tzw. ERM) – mówi „Parkietowi" Enrique Diaz-Alvarez, dyrektor ds. oceny ryzyka w Ebury. Podczas tego rynkowego wstrząsu funt uległ aż 15-proc. deprecjacji w stosunku do amerykańskiego dolara i niemieckiej marki w ciągu jednego tygodnia. Do końca 1992 r. doszło do 25 proc. jego osłabienia wobec dolara. Czy jest ryzyko, że tym razem dojdzie do tak dużej przeceny? Analitycy Goldmana Sachsa wskazują, że funt może osłabnąć o 20 proc. wobec dolara. Podobnej reakcji spodziewają się eksperci HSBC. Są też oczywiście bardziej umiarkowane prognozy. – Spodziewam się spadku kursu funta o około 10 proc. w stosunku do dolara i 5 proc. w stosunku do euro, tuż po ogłoszeniu decyzji podjętej przez Brytyjczyków w referendum, jeśli taka oznaczać będzie Brexit. W przypadku gdy Brexit nie dojdzie do skutku, zaobserwujemy aprecjację funta do dolara o 5 proc., natomiast do euro o 2,5 proc. – prognozuje Diaz Alvarez.

Wielu analityków wskazuje, że wyjście Wielkiej Brytanii z UE doprowadziłoby do długotrwałego osłabienia funta. – Słabość funta wykraczałaby poza odruchową reakcją na głosowanie. Wyciągnięcie kraju z Unii zajęłoby minimum dwa lata. Wzbudziłoby wątpliwości co do przyszłej siły brytyjskiego eksportu, nie mówiąc już o eksporcie usług finansowych. Przy deficycie na rachunku obrotów bieżących wynoszącym ponad 4 proc. PKB funt nie może sobie pozwolić na zbyt dużo. Brexit może wzbudzić też obawy co do skali odpływu inwestycji. Prezes Banku Anglii Mark Carney mówił 26 stycznia, że Brexit pozostawiłby Wielką Brytanię na łasce obcych w środowisku zwiększonej niepewności ekonomicznej na skalę globalną. Brytyjski deficyt na rachunku obrotów bieżących i deficyt finansów publicznych plasują funta obok „Kruchej Piątki", czyli walut z rynków wschodzących, które w ostatnich latach doświadczyły dużej wyprzedaży. Walut takich jak real brazylijski, lira turecka czy rand południowoafrykański. To nie jest obóz, w którym powinien być funt, szczególnie nie wtedy, gdy nasz kraj będzie stał na uboczu, z dala od UE – uważa David Bloom, strateg z HSBC.

Pierwsza kostka domina

Tym, co Brytyjczyków może zatrzymać w UE, są obawy przed skutkami gospodarczymi Brexitu. Rząd w ramach kampanii, która zyskała nazwę „Project Fear", może wskazywać na analizy, takie jak np. opracowanie przygotowane przez PwC na zlecenie Konfederacji Brytyjskich Przemysłowców (CBI). Wynika z niego, że wyjście z UE kosztowałoby Zjednoczone Królestwo utratę 1 mln miejsc pracy. Brexit mógłby spowodować wprowadzenie ceł na brytyjskie produkty w UE, co doprowadziłoby do znaczącego wyhamowania wzrostu PKB. Brytyjska gospodarka byłaby w 2020 r. mniejsza o 5 proc. (czyli o około 100 mld funtów) niż w scenariuszu, w którym Wielka Brytania pozostałaby w UE. Nawet gdyby Londyn uzyskał od Brukseli tak dużą koncesję, jak stworzenie strefy wolnego handlu między Wielką Brytanią a Unią, to w 2020 r. gospodarka brytyjska byłaby o 3 proc. mniejsza, niż gdyby nie doszło do Brexitu.

Eurosceptyków to jednak nie zraża. – Nawet w tendencyjnie dobranych scenariuszach CBI musiano przyznać, że brytyjska gospodarka i zatrudnienie wciąż będą rosnąć po wyjściu kraju z UE. Finansowana przez UE CBI próbuje wskrzesić te same straszne historyjki, które rozpowszechniała w czasie, gdy próbowała namówić Brytyjczyków do porzucenia funta i przyjęcia euro. Mylili się wtedy i mylą się teraz – wskazuje Matthew Elliott, szef kampanii Vote Leave, namawiającej do Brexitu.

W tym że niektóre wielkie instytucje finansowe starają się ostrzec przed Brexitem, nie ma nic dziwnego. One mogą stracić na nim najwięcej. Obecnie wiele z nich ma swoje główne europejskie siedziby w Londynie. Korzystają tam zarówno z dobrej infrastruktury finansowej, możliwości prowadzenia z Londynu biznesów w całej UE i związków City z takimi centrami finansowymi, jak Nowy Jork czy Hongkong. Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii mocno skomplikowałoby im kwestie regulacyjne i zmusiło do rewizji modeli biznesowych. Goldman Sachs zaczął kilka lat temu budować w Londynie swoją nową europejską kwaterę główną. Projekt ten może pochłonąć 500 mln USD. Brexit postawiłby sensowność tej inwestycji pod znakiem zapytania, nic dziwnego więc, że ten bank zapłacił, według „Wall Street Journal" 700 tys. USD grupie lobbującej przeciwko wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii.

Niezależnie od tego, jak bardzo ucierpi (lub zyska) brytyjska gospodarka, skutki Brexitu odczują również inne państwa Unii. Analitycy Citigroup ostrzegają, że wyjście Wielkiej Brytanii z UE mocno uderzyłoby w złotego oraz inne waluty państw Europy Środkowo-Wschodniej. Brexit oznacza przecież, że do unijnego budżetu będzie wpływało mniej pieniędzy do podziału. Fundusze europejskie były zaś jednym z motorów wzrostu gospodarczego w naszym regionie. „Postrzegamy Polskę i Węgry jako kraje najbardziej wrażliwe w grupie, biorąc pod uwagę, że oba państwa były największymi beneficjentami unijnego budżetu. Redukcja funduszy europejskich byłaby bolesnym ciosem" – czytamy w raporcie Citigroup przygotowanym przez jego strategów: Piotra Kalisza i Luisa Costę.

Największe szkody przyniosłoby jednak to, że Londyn nie uczestniczyłby już w procesie decyzyjnym w UE. Odpadnięcie tak dużego gracza zwiększyłoby przewagę Francji i Niemiec. Rząd w Berlinie w ostatnich latach wielokrotnie forsował na forum UE politykę, która przynosiła opłakane skutki. Widać to było szczególnie w przypadku reakcji na kryzys w strefie euro, stosunków z Rosją, a także kryzysu imigracyjnego. Wielka Brytania działała jako siła hamująca niektóre z tych szkodliwych procesów. Jej brak w UE może skłaniać Berlin do większej determinacji w narzucaniu mniejszym państwom swoich pomysłów, a to z kolei może wywołać reakcję, która będzie prowadziła do dalszej dezintegracji UE. Jeśli po przejściowym okresie niepewności Wielka Brytania zacznie odnosić sukcesy gospodarcze, może to ośmielić inne kraje do szukania własnej drogi poza Unią Europejską.

[email protected]

Gospodarka światowa
Opłaciła się gra pod Elona Muska. 500 proc. zysku w kilka tygodni
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
Jak Asadowie okradali kraj i kierowali rodzinnym kartelem narkotykowym
Gospodarka światowa
EBC skazany na kolejne cięcia stóp
Gospodarka światowa
EBC znów obciął stopę depozytową o 25 pb. Nowe prognozy wzrostu PKB
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka światowa
Szwajcarski bank centralny mocno tnie stopy
Gospodarka światowa
Zielone światło do cięcia stóp