Według wyliczeń agencji Bloomberg opartych na statystykach japońskiego Ministerstwa Finansów chińskie aktywa zagraniczne netto spadły na koniec 2015 r. do 1,6 bln USD, podczas gdy niemieckie wzrosły do 1,62 bln USD. Na pierwszym miejscu pozostaje Japonia z zagranicznymi aktywami netto wartymi 2,82 bln USD, czyli więcej, niż wynosi np. nominalny PKB Francji.
Zeszłoroczny spadek chińskich aktywów zagranicznych był najprawdopodobniej związany z wyprzedawaniem rezerw przez Ludowy Bank Chin, by bronić kursu juana. Później jednak sytuacja na chińskich rynkach finansowych się ustabilizowała, a bank centralny ChRL pozwolił się niedawno osłabić juanowi do najniższego poziomu od pięciu lat wobec dolara. Analitycy Brookings Institution wskazują, że w tym roku Chiny mogą odzyskać drugą pozycję na liście krajów posiadających największe aktywa zagraniczne, a w ciągu kilku lat mogą pod tym względem wyprzedzić Japonię.
– Nowym trendem jest to, że zakupy aktywów zagranicznych dokonywane są coraz częściej przez sektor prywatny i przez państwowe spółki. Ponieważ okazji inwestycyjnych w Chinach jest coraz mniej ze względu na nadmierne moce produkcyjne oraz spadającą zyskowność, to komercyjny odpływ kapitału z Chin pozostanie na wysokim poziomie – twierdzi David Dollar, analityk Brookings Institution. Z raportu przygotowanego przez ten ośrodek badawczy wynika, że najpopularniejszymi kierunkami dla chińskich inwestycji zagranicznych są Stany Zjednoczone, Australia i Wielka Brytania.
Ogromna część chińskich aktywów zagranicznych znajduje się jednak wciąż w rękach banku centralnego. Jest on największym (poza Fedem) posiadaczem amerykańskiego długu. W jego rękach na koniec 2015 r. znajdowały się takie papiery warte łącznie aż 1,25 bln USD, czyli więcej, niż wynosi np. nominalny PKB Australii. Przez ostatnie dziesięć lat portfel wzrósł czterokrotnie. W Japonii i w Niemczech większość zagranicznych aktywów netto znajduje się zaś w rękach instytucji z sektora prywatnego – spółek oraz inwestorów.