To co niedawno wydawało się nieprawdopodobne stało się rzeczywistością. Przykłady? Chociażby ujemne stopy procentowe czy Brexit.
W tym kontekście mniej może dziwić zaskakująca wypowiedź Michaela Hasenstaba, zarządzającego funduszem obligacji w grupie Franklin Templeton, który przez lata pokonywał prawie wszystkich rywali aż do momentu, kiedy pomylił się w kwestii jena i amerykańskich obligacji skarbowych.
Wprawdzie preferencje Hasenstaba dla rynków wschodzących nie są niczym nowym, wszak już październiku przewidywał rajd cen tamtejszych aktywów, ale tym razem rozbudował swoją argumentację przeciwstawiając emerging markets rynkom rozwiniętym, zwłaszcza jeśli chodzi o Europę Zachodnią i Stany Zjednoczone.
- Z politycznego punktu widzenia na rynkach wschodzących można zaobserwować większą stabilność niż w przypadku Stanów Zjednoczonych , czy Europy, gdzie na skutek stagnacji realnego wzrostu dochodów narasta populizm i nacjonalizm – przekonuje Hasenstab, odpowiedzialny za inwestycje Templeton Global Macro Group mającej w zarządzaniu aktywa o wartości około 130 miliardów dolarów. W TV Bloomberg podkreślił, że większość państw z rynków wschodzących nadal wspiera bardziej ortodoksyjną politykę, co czyni inwestycje jego funduszu bardziej bezpiecznymi.
Po trzech latach powolnego wzrostu PKB i spadku kursów walut rynki wschodzące przyspieszają tempo rozwoju, a część krajów, w tym Argentyna i Brazylia, wdraża reformy co sprzyja odbudowie zaufania inwestorów. Oznaki ekonomicznej rewitalizacji pomogły w przyciągnięciu rekordowo dużo pieniędzy inwestorów poszukujących alternatywy dla ujemnych rentowności na rynkach rozwiniętych.